Góry Semien – widok na Imet Gogo

Boże Narodzenie w górach Semien

Boże Narodzenie w Górach Semien

To ma być długi spacer. Osiem, a może dziewięć godzin. Idziemy z Geech do Chenek. Pobudka jeszcze przed wschodem słońca. Nie mam problemu ze wstaniem. O ile wczoraj w nocy z tysiąc razy przewracałem się z boku na bok, dziś już tylko z pięćset. Czyli powinienem być wyspany. Aha. Dziś obchodzimy Boże Narodzenie w Górach Semien.

Na śniadanie zestaw numer 2, czyli naleśniki z miodem, czekoladą lub masłem kakaowym. Zestaw pierwszy to omlet z tym samym. Czasem jest jeszcze owsianka. Zjadam z apetytem, pakuję plecak i w drogę. Początek taki sam jak wczoraj. Łąki pełne traw, Giant Lobelii i wszechobecnych myszy. Chociaż nie. Dziś jest zmiana. Cała okolica pokryta jest przecież szronem. Na namiocie mieliśmy nawet cienką warstwę lodu. I idzie się lepiej niż wczoraj. To pewnie efekt wczorajszej aklimatyzacji. A może dlatego, że po początkowym podejściu schodzimy do doliny?

Urwisko

Podziwiamy fantastyczne, kolejne już urwisko i wczorajsza górę Imet Gogo. Ale tym razem z dołu. Gdzieś wśród skał dostrzegamy małe kropki, które okazują się być antylopami. Dwa gatunki. Klifspringery (czyli Koziołki skalne) i Buszboki. Prawie niewidoczne okazują się widoczne dopiero po powiększeniu na ekranie aparatu. Jest wciąż wcześnie i wciąż chłodno. Gdy ruszamy ponownie pod górę, wśród gęstego lasu porośniętego porostami wciąż utrzymuje się szron. Przed nami dłuższe podejście na ponad 4000 m n.p.m. Ale jest nieźle. Idę sobie spokojnie równym tempem zastanawiając się, co będzie dalej. Co będzie jutro? I pojutrze.

Boże Narodzenie w Górach Semien
Góry Semien – widok na Imet Gogo

Wychodzimy ponad granicę lasu. Punkt widokowy i jednocześnie malutki bazarek z pamiątkami. Wyroby z wełny, proce, czapki i krzyżyki. Towar wyłożony. Dzieciaki, które to sprzedają siedzą kilka metrów dalej, jakby nie zainteresowane sprzedażą. A my wyjątkowo chcemy coś kupić. Podoba mi się małe pudełeczko, a szczególnie okopcona wełniana czapa. Targuję się. Kupuję wszystko za 150 birrów. I ja jestem zadowolony i mały chłopczyk też. To najważniejsze. W moim podręcznym plecaku nie ma już prawie wolnego miejsca. Waży już kilkanaście kilogramów. Ale dzielnie idę pod górę.

Ostatnie podejście do Chenek

Zostało ostatnie podejście. Wysokość 4000 m n.p.m. wciąż przed nami. Przez kolejne łąki i skały. Wypatrujemy wilków, ale nie mamy szczęścia. Dochodzimy na najwyższy dzisiejszy punkt – 4062 m n.p.m.. Zjadamy zasłużony lunch. Kanapka z paprykarzem i pomarańcza. Wszechobecne kruki z białymi plamami kołują nad nami i siadają na skałach tuż obok. Przypatrują się jedzeniu. A ja siedzę osłonięty jedną ze skał w ciepłych promieniach słońca. Mam ochotę uciąć sobie drzemkę tak, jak wczoraj. Mobilizuję się jednak i idziemy dalej. Teraz już tylko w dół. Aż do Chenek. Około 400 metrów w dół.

Zejście całkiem strome. Trochę po skałach, trochę w pyle. Co parę chwil mijamy wyrwę w skałach, a naszym oczom ukazuje się przepiękny widok na gigantyczną dolinę z malutkimi wioskami i polami uprawnymi. Widoki są zachwycające, choć to ciągle brzmi banalnie. Zakładam kamerę na głowę i filmuję fragment zejścia. Przed nami już widać wioskę. Słychać krzyki dzieciaków i przejeżdżające drogą samochody. Doszliśmy ponownie do szutru przecinającego góry Semien. Stąd moglibyśmy wrócić do Debarku. I tak zrobimy, ale dopiero za 3 dni. Dziś zanocujemy w Chenek na wysokości 3620 m n.p.m.. To najwyżej położony camping na naszej trasie.

Romantyczna ławeczka

Jest wcześnie. Godzina 14.00. A my skończyliśmy trekking. Nie wiem co ze sobą zrobić. Po chwili odpoczynku idziemy na drugą stronę drogi. Kupujemy colę i idziemy na romantyczną ławeczkę na wystający w głąb doliny klif. Fantastyczny widok po raz kolejny zmusza mnie do zrobienia timelapsa i kilku eksperymentalnych ujęć. Pierwszy raz robię sobie zdjęcie w koszulce z flagami. Pierwszy raz robię też timelapsa kręcąc kamerą dookoła. Po godzinie idziemy się przejść do kolejnych punktów widokowych.

Przez wioskę w tumanach kurzu przejeżdża ciężarówka pełna ludzi. Nagle Michał krzyczy: „Patrz tam!”. Patrzę i odpowiadam: „O kurwa!”. Kilkanaście metrów ode mnie idzie piękny Koziorożec abisyński (Walia Ibex). Bardzo chciałem go zobaczyć. I jest. O najlepszej możliwej porze, w złotej godzinie fotograficznej. Początkowo trochę z daleka, a później coraz bliżej. Fotografuję go z każdej strony. Całego i jego piękne zakręcone rogi. Zupełnie się nie przejmując ludźmi przechodzi od krzaka do krzaka. Tuż obok siadają dżelady. Cóż za widok. Najsłynniejsze zwierzęta gór Semien w jednym miejscu. Razem ze mną jest już kilkanaście osób z aparatami. Piękny koziorożec zdaje się zupełnie nami nie przejmować. Dżelady w międzyczasie odchodzą, a w zasadzie zostają przepędzone kamieniami przez przewodników. Korzystamy z pięknego światła. Dwaj mali chłopcy pozują nam do zdjęć. A koziorożec wciąż skubie gałęzie.

Góry Semien – Koziorożec abisyński
Góry Semien – Koziorożec abisyński

Boże Narodzenie w Górach Semien – zimny wieczór

Wystarczy. Słońce chowa się za skały. Wracamy na kolację. Momentalnie robi się zimno. Trzęsę się, chociaż siedzę w polarze, kurtce i czapce. Nad nami pojawiają się powoli gwiazdy. Znów będzie zimna noc. Ciekawe, czy czeka nas nocna wizyta myszy w namiocie. Gdy przyszliśmy na camping trawa wręcz ruszała się od buszujących dookoła myszy. Oby do namiotu nie trafiły.

Góry Semien - Mysz
Góry Semien – Mysz

Na kolację znów warzywa. Tym razem kapusta, marchew i fasola. Do tego spaghetti i frytki. Czyli znów bez mięsa. A dziś przecież Boże Narodzenie. Mikołaj chyba jednak nie przyjdzie. Nie będzie prezentów. Nie ma choinki, ani świątecznej kolacji. Zamiast śniegu na pobliskiej lobelii pewnie zobaczymy szron. Dziwne te Święta Bożego Narodzenia. Drugie w ciągu dwóch tygodni. Nawet wina etiopskiego nie kupujemy, chociaż był taki plan. Za drogie. Kosztuje 200 birrów. Może na koniec trekkingu zaszalejemy. A dziś po prostu idziemy spać. Fotograficznie to był świetny dzień. Koziorożec i dżelady na wyciągnięcie ręki. Przepiękne krajobrazy i wyjątkowe timelapsy. Czy kolejny dzień może nas czymś jeszcze zachwycić? Zobaczymy. Przed nami prawie 12 godzin snu. Układamy się w śpiworach parę minut po 19.00. Nie chce nam się siedzieć na zewnątrz w zimnie. Lepiej w ciepłym śpiworze spisując wydarzenia dzisiejszego dnia.

Zdjęcia z trekkingu i z podróży do Etiopii

Poszczególne odcinki relacji z Etiopii znajdziecie tu: Relacja z Etiopii na blogu.

Zdjęcia z trekkingu i z podróży do Etiopii znajdziecie w galerii: Etiopia 2016.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.