Deszcz na Zanzibarze

Deszcz na Zanzibarze

Deszcz na Zanzibarze

Z lekkim bólem głowy „zrywam się” przed 8. Mamy umówioną taksówkę, która ma nas zawieść na plażę Pengwa, do lasu Jozani, a na koniec zostawić w Jambiani. Tam zaplanowaliśmy drugą część pobytu na Zanzibarze. Niebo nie wróży nic dobrego. Gdy tylko wsiadamy do samochodu deszcz na Zanzibarze znów zaczyna padać. Momentalnie deszcz zmienia się w tropikalną ulewę, która  towarzyszy nam bez przerwy. Nie wiedzieć czemu kierowca jedzie ponad 100 km/h wąskimi asfaltowymi drogami. Do prędkości chyba musimy się przyzwyczaić. Liczymy tylko na to, że nie zmieciemy żadnego rowerzysty, ani nie zderzymy się czołowo z równie szybko pędzącym samochodem z naprzeciwka. Mieszkańcy Tanzanii chyba nie potrafią jeździć spokojnie.

Deszczowy Zanzibar
Deszczowy Zanzibar

Abdul (tak ma na imię nasz kierowca) nie mówi po angielsku. Stara się wprawdzie coś pokazywać i tłumaczyć, ale w suahili nie rozumiemy nic. Sprawia raczej wrażenie, jakby najbardziej zależało mu na szybkim zakończeniu tej wycieczki.

Zanzibar w deszczu

Gdy docieramy do Pengwe deszcz przestaje padać na kilka chwil. Dosłownie na kilka. Zdążyliśmy wyjść na moment na plażę i biegiem wracamy do samochodu. Znów leje. A miało być tak pięknie. To miała być kolejna piękna plaża w pełnym słońcu. A tu klops. I na dodatek zamókł mi aparat, zanim w pełni nacieszyłem się fotografowaniem piaszczystych plaż i palm.

Może i w taką pogodę mógłbym robić zdjęć, ale szkoda mi aparatu. Przedzieramy się przez zanzibarski interior zalany potokami wody. Ogromne brązowe kałuże, rozpadające się chatki z koralowców i do tego soczysta zieleń bananowców, palm i wszelkich innych, egzotycznych jak dla nas roślin. Docieramy do lasu Jozani. Zatrzymujemy się w barze przy recepcji i czekamy pijąc colę w strugach deszczu aż przestanie padać. Niestety nie zanosi się na to. Rezygnujemy. Wrócimy tu może jutro. Tymczasem jedziemy do Jambiani.

Pierwsze chwile w Jambiani

Abdul wywozi nas do ostatnich zabudowań we wsi. Ale my nie chcemy tu zostać. Prosimy żeby nas zawiózł do centrum wioski, cokolwiek to tak naprawdę znaczy. Wysiadamy więc wśród kałuż i błota po środku wsi i idziemy z plecakami w poszukiwaniu fajnego noclegu. Z dwoma plecakami i pudłem z maskami nad oceanem wygląda się dziwnie. Tak właśnie wyglądam.

Siadamy na colę i po chwili znajdujemy fajny bungalow wśród palm nad samą plażą z widokiem na ocean. Kosztuje 5 000 szylingów.

Tymczasem przestaje padać. Aparat wciąż nie działa. Szukamy knajpki, w której moglibyśmy  napić się coli. Nasza uwagę zwraca restauracyjka, w której słychać muzykę reggae. Zostajemy. Leżymy na łóżkach wpatrując się w odpływ oceanu i sączymy kolejną colę.

Od czasu do czasu ktoś do nas podchodzi, wołając „Jambo! Hello! How are you?” I próbujemy sprzedać coś, co akurat ma ze sobą. Czasem są to maski, miseczki, rzeźby, a czasem masajskie bransoletki, wisiorka albo chusty. Po jakimś czasie można od tego zwariować. Mimo wszystko staramy się z każdym chwilę porozmawiać i w końcu delikatnie odmówić obrazków, muszelek, okularów, chustek powiewających na wietrze, jedzenia, masaży, malowania henną, snorkelingu, wycieczki do lasu Jozani albo na Prison Island.

Pochmurny dzień na Zanzibarze - kolejny deszcz na Zanzibarze
Pochmurny dzień na Zanzibarze – kolejny deszcz na Zanzibarze

Restauracja na uboczu

Palmy, bielutki piasek, ocean. Jest ładnie i podobnie do Nyungwe, chociaż tu nie ma tak dużo knajpek na plaży, jak w tym pierwszym miejscu. W końcu jednak knajpka znajduje się sama. Zaczepia nas chłopak  z zeszytem i chwali się wpisami od gości rekomendujących jego kuchnię.

Idziemy z nim, chociaż szczerze mówiąc jest to trochę ryzykowne. Nie mamy pewności, czy to nie jest jakiś przekręt. Kluczymy pomiędzy zanzibarskimi zabudowaniami i labiryntami płotów z koralowców. W końcu prowadzi nas w przewiewnej chatce i pokazuje menu z własnoręcznie wypisanymi potrawami. Szczególną naszą uwagę zwraca BEAR za 3 000 szylingów.

Zamawiamy więc tego niedźwiedzia do picia, a oprócz tego kalmary i white snappera. Po chwili Captain Cook (tak każe do siebie mówić chłopak) ściąga z sąsiedniej palmy świeżego kokosa i częstuje orzeźwiającym sokiem, który można zagryzać kokosowymi wiórkami.

Jedzenie smaży się nad ogniskiem na podwórku. Trwa to dość długo, ale warto było czekać. Gość ma fajny pomysł i potrafi porządnie wszystko przygotować. Warto czasem zejść ze szlaku, zajrzeć w zakamarki i skorzystać z okazji do poznania lokalnej kuchni przyrządzanej w tradycyjny sposób.

Mecz w Jambiani

Odnajdujemy się w ponownie w labiryncie uliczek i kierujemy się w stronę plaży. Wcale nam się nie spieszy. W promieniach zachodzącego słońca snujemy się po nie turystycznych rejonach Jambiani pośród licznych kałuż, błota i wszechobecnego „JAMBO!”.

Wioska na Zanzibarze
Wioska na Zanzibarze

Jeszcze jedna wizyta w niewielkim barze na colę i pyszny sok ze świeżego mango. Na piaszczystym „rynku – boisku” trwa mecz. Piłka nożna to najpopularniejszy sport Tanzanii. Mimo wszystko nie znam żadnego piłkarza tanzańskiego. Ale ten mecz jest na poważnie. Jest chłopak w koszulce z napisem „Kaka”. Ktoś gra w czapce. Czasem przez boisko przejdzie grupka kobiet z tobołkami na głowach. A czasem przez środek boiska przejedzie dala-dala albo rowerzysta, powodując krótka przerwę w meczu. Nikt się tym nie przejmuje. Tak tu jest.

Prowadzących knajpkę, w której siedzimy proszę o nagranie fajnej muzyczki bongo flavor. Ma być gotowa na jutro.

Wieczór w Jambiani

Tymczasem zachodzi słońce. W ciemności, wąskimi uliczkami wioski Jambiani, uważając żeby nie wejść w kałużę albo komuś do domu, staramy się odnaleźć drogę na plażę. Stamtąd powinniśmy już trafić do naszego domku. Dobrze, że mam czołówkę. Mijamy knajpkę z muzyką reggae i jesteśmy w Sheeba Bungalows.

Przed domkiem nie działa oświetlenie. W półmroku więc pijemy piwo i wsłuchujemy się w szum oceanu i kołyszące się na sporym wietrze palmy, słuchając jednocześnie tanzańskiej muzyki z telefonu. Uważamy tylko na komary, których jest naprawdę sporo. Agnieszka chłonie książkę do późna, a ja w rytmie miarowo stukającego i świszczącego wiatraka odpływam w senne marzenia czekając na jutro.

Planujesz podróż do Tanzanii?

E book Poradnik przed podróżą do Tanzanii

Jeśli marzysz o wyprawie do Afryki i planujesz podróż do Tanzanii spraw sobie praktyczny poradnik. Znajdziesz w nim wskazówki ułatwiające planowanie, organizację i samą podróż do Tanzanii. Sprawdź, jak zaplanować podróż do Afryki, gdzie znaleźć tanie bilety, co spakować oraz ile kosztuje safari w Tanzanii.

Album fotograficzny ze zdjęciami z Tanzanii

Jeśli zainteresowała Cię moja relacja z mojej drugiej podróży polecam mój album fotograficzny „W drodze na najwyższe szczyty Afryki” ze zdjęciami z różnych państw Afryki (również z Tanzanii). Znajdziesz w nim też sporo informacji praktycznych, wspomnienia i ciekawostki na temat wędrówek po afrykańskich górach, safari i podróżowaniu po Afryce. Oczywiście są w nim też obszerne fragmenty poświęcone górom i podróżowaniu po Tanzanii.

Album W drodze na najwyższe szczyty Afryki z pięknymi zdjęciami z Afryki

Pamiątki z Tanzanii

Pamiątki z Tanzanii możesz kupić w wielu miejscach podczas podróży: na targach, bazarach, w sklepach, w hotelach i od ulicznych sprzedawców. Jeśli jednak zapomniałeś albo nie miałeś wystarczająco miejsca w bagażu – zapraszam do mojego afrykańskiego sklepu z oryginalnymi pamiątkami z Tanzanii i z wielu innych miejsc w Afryce. Znajdziesz w nim oryginalne maski, rzeźby afrykańskie, drewniane naczynia, figurki zwierząt, kosmetyki, kawy i mnóstwo niepowtarzalnych afrykańskich dekoracji.

Pamiątki z Tanzanii

Zdjęcia i wspomnienia z podróży na Zanzibar

W galerii znajdziesz zdjęcia z podróży na Zanzibar z 2011 roku. Wszystkie odcinki relacji z podróży możesz przeczytać na blogu z podróży do Tanzanii i na Zanzibar.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.