Dwudniowa wycieczka do Parku Narodowego Wodospadu Murchisona
Dziś przed nami dwudniowa wycieczka do Parku Narodowego Wodospadu Murchisona organizowana przez Red Chilli. Mam mieszane uczucia biorąc udział z zorganizowanym wyjeździe z przypadkowymi osobami. Chciałem trochę poznać Ugandę od strony mniej turystycznej. Może to jednak dobrze, bo chyba tylko ja tak dobrze bawię się starając się podróżować matatu, czy boda boda. Nie jest to proste i bezpieczne, ale daje możliwość poznania jak żyją.
Turystyczne matatu zabiera tylko osiem osób. Bardzo wolno przedzieramy się przez poranne korki Kampali. Korki są tak duże, że od czasu do czasu spokojnie można wyłączyć silnik i czekać. Zasady ruchu drogowego czasem nie obowiązują. Dlatego wyprzedzamy pod prąd, na trzeciego, a czasem nawet na czwartego.
Po kilkudziesięciu minutach bezczynnego stania w miejscu, w końcu kierowca szuka objazdów i zaczyna przeciskać się wyboistymi szutrami. To nie jest tak, że naszym celem jest wyłącznie dotarcie do Parku Narodowego. Po drodze, jak zawsze, trzeba załatwić kilka spraw, odebrać zapasową oponę, poczekać na zapomniany przez kierowcę plecak, zatankować.

Przekąski w drodze na safari
Podczas jednego z postojów przynoszę do matatu porcję trzciny cukrowej w kawałkach, solidny kawałek jackfruita i trzy naleśniki zrobione z przydrożnej garkuchni. Przepyszne przekąski. Nie zdążyłem jedynie z kupnem coca coli. Może dobrze, bo przy sklepie, który jest tuż obok, obserwujemy jak faceci zlewają z kilku otwartych butelek resztki do innej butelki po coca coli i wsadzają ją do skrzynki z butelkami jako nową. Obym nigdy na taką coca colę nie trafił.
Jedziemy w kierunku Sudanu Południowego. Widać, że niedawno położono świeżą warstwę asfaltu. Widać też, że okolice, przez które przejeżdżamy są mniej zamożne. Mniejsze wioski, mniej kolorowe domy, mniej handlu w miasteczkach. Coraz więcej za to okrągłych domów z błota, gliny i patyków, krytych bananowymi lub palmowymi liśćmi. Okolica zaczyna mi też nieco przypominać tanzańskie widoki. Zmierzamy w kierunku typowego buszu afrykańskiego.
Mijając jedną z wiosek kupujemy przez okno pieczone banany i mięso na patyku, czyli ociekające tłuszczem kawałki wołowiny nadziane na patyk. Jest błogo i przyjemnie ciepło, a wiatr owiewa twarze. Zajadam się jackfruitem z pieczonym bananem i popijam wysysanym z trzciny cukrowej sokiem. Pyszności.

Picie soku z trzciny bezpośrednio z kawałka trzciny to ciekawe przeżycie. Po wyciśnięciu soku zębami można odnieść wrażenie, że w ustach pozostają wióry, które dodatkowo wciskają się między zęby. Odruchowo pluje się. Nie przeszkadza to w delektowaniu się słodkim przysmakiem.
Przyjemne chwile w drodze do wodospadu Murchisona
W słuchawkach sączy się przyjemna muzyka. Za oknem przesuwają się cudowne ugandyjskie krajobrazy. Powoli zbliżam się do granicy z Sudanem Południowym. Jest tak błogo, że aż trudno w to uwierzyć. Brakuje jeszcze ugandyjskiej sherry do kompletu. Niedobór nie trwa długo. Podczas przystanku kupuję brakujący napój i wkrótce z tej błogości zapadam w krótką drzemkę.
Budzę się dopiero w Makinde – niewielkim miasteczku w drodze do wodospadów. Zatrzymujemy się na lunch. Nie jestem już głodny po tak pysznych przekąskach. Krążę więc wprawiony w pozytywny nastrój po ulicach miasteczka w poszukiwaniu wrażeń i bazaru. Niech ta wspaniała chwila się nie kończy. Kupuję malutkie banany na targu. To będzie mój obiad.
Wkrótce po minięciu Makinde znika asfalt. Od tego momentu podróżujemy pomarańczowym afrykańskim szutrem. Zabudowania pojawiają się rzadko. W mijanych rzeczkach i jeziorkach kąpią się dzieciaki, uporczywie machające do przejeżdżających turystów i krzyczące jak zawsze „How are you, mzungu?”.
Dwudniowa wycieczka do Parku Narodowego Wodospadu Murchisona właśnie się zaczyna
W końcu jesteśmy na terenie Parku Narodowego Wodospadu Murchisona. Jest dziwnie. Wygląda, jakby dopiero co przeszedł tędy gigantyczny pożar, który wciąż się tli. Myślałem, że wypalone pola i lasy w pozostałej części Ugandy to było coś dziwnego, ale to co tu widzę w tym miejscu to jakiś koszmar. Zastanawiam się, dlaczego trawy wypalane są nawet w Parku Narodowym. Takich rzeczy nie widziałem do tej pory w innych miejscach w Afryce. Wkrótce po przekroczeniu granicy Parku łapiemy gumę w jednym z kół. Kierowca miał przeczucie zabierając z Kampali zapasowe koło. Właśnie się przydaje.

Z rzadka można dostrzec guźca, pawiana albo antylopę. Pierwszym celem wycieczki jest wodospad Murchisona. Widok robi wrażenie. Nil Wiktorii posiada ogromną moc. Już sama świadomość, że patrzę na wodospad na Nilu powoduje dreszczyk emocji.
Kierowca, z którym nie do końca znajdujemy wspólny język, wciąż nas pogania. Ciągle chce ruszać i jechać. Niestety ku jego uciesze przyjeżdżamy jeszcze przed zachodem słońca do Paraa na Red Chilli Rest Camp. Ja z chęcią jeszcze bym pojeździł po buszu. Na szczęście można się napić coca coli i coś zjeść.
Wycieczka do Parku Narodowego Wodospadu Murchisona – na kempingu
Kemping położony jest na jednym z wysokich brzegów Nilu Wiktorii. Oczywiście nie jest ogrodzony. W związku z tym po kempingu przechadzają się guźce, hipopotamy i pawiany, a na drzewach nocują marabuty. Ciekawe, czy najbliższą noc przeżyję tak samo, jak rok temu noc w Parku Narodowym Serengeti. Dzięki temu, że dostałem jednoosobowy namiot, prawdopodobnie będę miał jeszcze więcej adrenaliny.
Wieczorem siadamy w barze. Towarzysza nam Anglicy i Austriacy. Tradycyjnie na stole stoi butelka sherry. Anglicy są duszą towarzystwa. Dzięki nim jest wesoło. Nabijamy się też z naszego kierowcy, który ciągle się spieszy, pogania i notorycznie myli słowa Holland i Poland.
Zastanawiamy się nad niedokończoną historią Polaków, którzy wiele lat temu, po drugiej wojnie światowej schronili się w Ugandzie. Wciąż tu mieszkają, ale jest ich niewielu.

Bar pustoszeje. Coraz wyraźniej słychać odgłosy buszu. Ogromne nietoperze upodobały sobie wnętrze baru, jako miejsce polowania i coraz śmielej latają nad naszymi głowami. Znad rzeki dochodzą odgłosy budzących się do wieczornego życia hipopotamów. Na drzewach paskudne dźwięki wydają paskudne marabuty. Jest fajnie.
Noc w buszu w Ugandzie
Wszyscy poszli spać. Zostałem ja i moje myśli. Wciąż przelewam je na papier. Gaśnie światło. Przerywam pisanie i dopóki cokolwiek jestem w stanie dostrzec idę do namiotu. Nie chciałbym wpaść na hipopotama. Zamykam szczelnie namiot na tyle, na ile to jest możliwe i zaczynam podświadome nasłuchiwanie. Bardzo to lubię. Kocham tą świadomość, że jestem w namiocie, w samym środku Afryki, nad Nilem, otoczony buszem pełnym zwierząt wydających tajemnicze dźwięki. Nie wiadomo, czy któreś z nich nie zechce przejść tuż obok. A może przechodzą tylko ja tego nie wiem? Wyobraźnia pracuje. Słyszę każdy szelest, każde ryknięcie, każdą łamaną gałązkę.
To na pewno są hipopotamy. Wyraźnie słyszę idące niedaleko cielska na krótkich nóżkach, porykujące co kawałek. Mam nadzieję, że mój namiot ich nie zainteresuje. Wkrótce po hipopotamach pojawia się dziwne chrząkanie. To guźce. Są częstymi gośćmi na kempingu. Szukają jedzenia. Mają wyjątkowo dobry zmysł węchu i gdy wyczują cokolwiek do jedzenia, są w stanie wejść do namiotu i rozgrzebać ryjami plecaki. Dlatego właśnie obowiązuje bezwzględny zakaz trzymania jedzenia w namiotach. Słyszę jak otoczyły mój namiot i niuchają, czy nic nie ukrywam. Lekko szturchają ściany namiotu. Zawiedzione odchodzą do kolejnego namiotu. Czekam jeszcze na pawiany. Nie wiem. Zmęczony zasypiam. Budzę się jeszcze kilka razy, gdy na drzewie wybucha awantura pośród marabutów. Zasypiam i cieszę się, ze nic nie chce mnie zjeść.
Informacje praktyczne i wskazówki przed podróżą do Ugandy i Kenii
Przed podróżą do Ugandy i Kenii warto zerknąć na kilka wskazówek ułatwiających planowanie podróży do Afryki. Sprawdź, jak zaplanować podróż do Afryki, gdzie znaleźć tanie bilety oraz co spakować. Możesz również sprawdzić, jakie są koszty organizacji safari w Kenii. A jeśli szukasz kontaktu do sprawdzonego biura, które zajmuje się organizacją safari albo trekkingu w Kenii lub Ugandzie, napisz po prostu do mnie – postaram się pomóc.
Zdjęcia i wspomnienia z podróży do Ugandy i Kenii
W galerii znajdziecie zdjęcia z podróży do Ugandy i zdjęcia z podróży do Kenii. Wszystkie odcinki relacji z podróży można przeczytać na blogu z podróży do Ugandy i Kenii.
Album fotograficzny ze zdjęciami z Ugandy i Kenii
Polecam też album fotograficzny „W drodze na najwyższe szczyty Afryki” (jestem jego autorem!) ze zdjęciami z Ugandy i z Kenii. Oprócz zdjęć znajdziesz w nim również opowieści z podróży po Afryce oraz wspomnienia i ciekawostki z górskich wędrówek po Afryce. Oczywiście są w nim obszerne fragmenty poświęcone górom w Kenii i Ugandzie. Polecam!