Festiwal Akwasidae – ozdoby wodzów

Festiwal Akwasidae

Festiwal Akwasidae

Ten dzień to wielka niewiadoma. Z kim go spędzimy? Co będziemy robić? Jesteśmy w Kumasi. W planie mamy przede wszystkim Festiwal Akwasidae i spotkanie z niejakim Lawani Saką, który ma nam pokazać Kumasi.

Jest jednak drobny problem, bo tak do końca nie potrzebujemy korzystać z jego usług. Zresztą nie możemy się dogadać gdzie mamy się spotkać.

Jesteśmy w Kumasi przede wszystkim dlatego, bo chcemy uczestniczyć w festiwalu Akwasidae celebrowanego przez lud Aszanti regularnie co sześć tygodni. Podczas obchodów przywódcy i zwykli ludzie spotykają się z królem Aszanti. My też mamy taki zamiar.

Festiwal powinien rozpocząć się wcześnie rano, więc staramy się dotrzeć pod Pałac Manhyia o godzinie 7. Na miejscu okazuje się, że nie rano, a o 13. Dodatkowo w festiwalu ma uczestniczyć jako gość honorowy Książę Walii Karol. Plakaty i billboardy z jego podobizną wiszą w całym mieście. Chociaż nie. One dopiero są rozwieszane. Tak typowo po afrykańsku, czyli na ostatnią chwilę. Plakaty informują, że wszyscy mieszkańcy Ghany gorąco witają Karola. Nas niestety nie witają.

Targ Kejetia

Mamy sporo czasu. Spędzimy go spacerując po Kumasi. To tu znajduje się największy w Afryce Zachodniej targ zwany Kejetia. To zaledwie kilka przecznic od Pałacu. Niestety jest niedziela i większość straganów jest nieczynna. W sumie niczym się nie różni od innych tego typu miejsc w Afryce. Można tu kupić wszystko. Panuje bałagan. Jest głośno, no i oczywiście brudno.

Na ulicach Kumasi
Na ulicach Kumasi

Siadamy tuż przy ogrodzeniu oddzielającym teren nowego bazaru od dotychczasowej handlowej ulicy i zamawiamy omlety u pani prowadzącej jedną z ulicznych garkuchni. Obserwujemy dość wyludnione ulice Kumasi. Nagle poruszenie. Wszyscy zwijają stoiska, kramy, towary i uciekają. To policja. Przepędza handlujących. Ale tak powoli, dając im wystarczająco czasu na ucieczkę. Z tymi, co są nieco wolniejsi dowcipkują.

Targ w Kumasi
Targ w Kumasi

Zagłębiamy się w zakamarki bazaru. Przemieszczamy się pośród smrodu części rybnej i mięsnej, mijając sprzedawców warzyw, ciuchów i elektroniki. Większość sklepików jest zamknięta. Wszędzie jednak panuje ogromny hałas. Uciążliwa muzyka dudni niewyraźnie z wielkich głośników wystawionych na ulice. Nie tylko muzyka. To również przedstawiciele tutejszych kościołów wygłaszających promienne i niewyraźne przemowy. To męczy.

Przygotowania do festiwalu

Do festiwalu wciąż pozostaje kilka godzin. Sprawdzimy co się dzieje w Pałacu. Może przygotowania okażą się interesujące? Przed ogrodzeniem rozwijany jest wielki billboard powitalny. Obsługa techniczna sprawdza nagłośnienie. Rozstawiany jest stragan z piwem i whisky. Przychodzą pierwsi goście ubrani w odświętne stroje kente. Aszanti noszą kolorowe piękne szaty. Wielobarwne materiały przerzucone zwykle przez ramię zdobią ich ciała. Niektórzy przychodzą z wielkimi parasolami i drewnianymi stołkami. Ci ważniejsi mają ludzi od noszenia tych przedmiotów.

Festiwal Akwasidae – ozdoby wodzów
Festiwal Akwasidae – ozdoby wodzów

Jest barwnie i głośno. Jeden z zespołów zaczyna grać. W Ghanie muzyki nie słucha się po cichu. Z każdą chwilą jest gwarniej i bardziej kolorowo. Idąc w ślady miejscowej telewizji nagrywamy wywiad ze starszym panem, Osei Kwadwo, który chwali się kilkoma książkami o kulturze ludu Aszanti, ale przede wszystkim tym, że jest pierwszym kuratorem muzeum, przy którym stoimy.

Aszanti nadciągają dużymi grupami. Przybywają coraz ciekawiej odziani. Z lamparcimi skórami, nożami i karabinami. Pełno złota. Sygnety, pierścienie, łańcuchy. Ozdoby na butach. Dumny i strojny lud Aszanti pokazuje bogactwo.

Oczekiwanie na Króla Aszanti

Tłum turystów i mieszkańców Kumasi oczekuje na przybycie króla Aszanti Otumfuo Nana Osei Tutu II i Księcia Karola. Policja i wojsko kręci się nerwowo torując drogę nadjeżdżającym luksusowym limuzynom. Niby czuwają nad bezpieczeństwem podczas festiwalu, ale tu i tak wszystko może się zdarzyć. Nie byłoby z tym najmniejszego problemu.

Gość specjalny Festiwalu Akwasidae – Książe Karol
Gość specjalny Festiwalu Akwasidae – Książe Karol

Żar leje się z nieba. Ponad 30 stopni i bezchmurne niebo. To powala. Wypruwa energię i siły. Najważniejsze momenty festiwalu dopiero przed nami, ale ja już mam dość. Kucam i czekam aż mi przejdzie zmęczenie, bo upał nie zelżeje na pewno.

Zaczyna się oficjalna część festiwalu. Wchodzi Książę Karol i inni oficjele. Dokładnie w tym momencie służby porządkowe odgradzają widzów od pozostałych uczestników. Trudno zrobić zdjęcie. Wchodzi gorąco witany król ludu Aszanti wraz z głośną świtą. Siada po przeciwnej stronie placu. Trwają oficjalne i drętwe przemówienia, wzajemne komplementy, pozdrowienia i wymiana prezentów. Książę podarował najważniejszym przedstawicielom ludu Aszanti alkohol. Każdy dostaje po flaszce. Jest dość sztywna atmosfera, jak na afrykańskie święto.

Festiwal Akwasidae w Ghanie
Festiwal Akwasidae w Ghanie

Ciężko nad wszystkim zapanować. Znajdujemy się w końcu w strefie dla akredytowanych dziennikarzy i bez problemu fotografujemy kolorowy odświętny tłum. Gdy kończy się oficjalna wymiana uprzejmości zaczyna się festiwal. Tańce, kolejne prezenty i śpiewy. Uszy bolą od dźwięków, a oczy od kolorów. Król przyjmuje liczne delegacje i prezenty, po czym sam wędruje pośród ludu poprzedzany orkiestrą i odświętnie ubraną świtą. Idzie pomiędzy rzędami siedzących podwładnych, wita się prawie z każdym i pozdrawia. To jest dopiero ciekawe przedstawienie. Bardzo mi się ta część podoba. Filmuję i robię zdjęcia bez ograniczeń. To może być ciekawy materiał.

Koniec festiwalu

Po godzinie 16 impreza dobiega końca. Wlewam w siebie dwa litry wody i zmęczony opadam na krzesło. Warto było się zmęczyć.

Festiwal Akwasidae – Król Aszanti Otumfuo Nana Osei Tutu II
Festiwal Akwasidae – Król Aszanti Otumfuo Nana Osei Tutu II

W międzyczasie pojawia się Lawani, który miał pomóc w organizacji pobytu na festiwalu. Nie popisał się zbytnio. Zastanawiamy się, co może jeszcze dla nas zrobić. Chyba tylko skoczyć na jakieś żarcie. Zaprasza do swojej siostry i obiecuje, że dziewczyna coś ugotuje. Będziemy musieli tylko za to zapłacić. Przystajemy na propozycję. Może być jeszcze ciekawie.

W międzyczasie odnalazł się bagaż Łukasza. Odbieramy go z dworca.

Lawani z Beninu

Lawani pochodzi z Beninu. Do Ghany przybył z rodziną w poszukiwaniu pracy. Na jego twarzy można dostrzec charakterystyczne blizny. Jorubowie, czyli lud którego przedstawicielem jest nasz znajomy mieli w zwyczaju „znaczyć” swoje dzieci. Zwykle w ten sposób oznaczano pierwsze dzieci, ale zdarzało się również, że skaryfikowano wszystkie dzieci. Oznaczenia wykonywano wkrótce po porodzie. Później po rysach na twarzy można było poznać, kto jest ojcem. W tej chwili odchodzi się podobno od tej tradycji. On sam mówi, że swoich dzieci nie będzie znaczył w taki sposób. Jest „nowoczesny”.

Jego siostra mieszka w jednej z dzielnic na obrzeżach Kumasi. Nigdy byśmy do niej nie trafili. Na szczęście nie musimy sami szukać drogi. Siadamy przed dość dużym domem, przed którym kręci się siostra, bracia i kilkoro dzieciaków. Ktoś idzie na bazar. Brat przynosi krzesła. Ktoś inny modli się w pobliżu. Lawani jest Muzułmaninem chociaż podobno Jorubowie raczej nie ulegają islamizacji ani chrystianizacji. Pozostają wierni swoim tradycjom i wierzeniom.

Nasz kierowca niechętnie wchodzi na teren posesji rodziny Lawaniego ze względu na to, że nasz znajomy jest Muzułmaninem. Wydaje nam się to trochę dziwne.

W Kumasi
W Kumasi

Po krótkich uprzejmościach idziemy się przejść uliczkami dzielnicy Atasmanso. Czemu tu jest tak głośno? Chwilami nie da się wytrzymać. Z megafonów rozbrzmiewają na całą dzielnicę reklamy i ogłoszenia. Głośniki ryczą i męczą. Czekamy na posiłek. Ryż już prawie doszedł. Do tego mięso i sałatka. Z apetytem pochłaniamy sporą porcję siedząc na modlitewnych dywanikach. Lawani serwuje tajemnicze ziółka (Achoura The Vert), czyli coś w rodzaju koszmarnie mocnej i słodzonej herbaty. Zioła podobno dają wystarczająco energii, aby nie zasnąć przez kilka godzin. Niedobrze. Wolałbym jednak pójść dziś spać. Jak się później okazało była to po prostu organiczna zielona herbata chińskiej produkcji.

Wieczorne przemyślenia

Podczas pożegnania robimy pamiątkowe zdjęcia z pochodzącą z Beninu rodziną Lawaniego i wracamy do hotelu. Jest godzina 22. Sprawdzam zdjęcia, które zrobiłem podczas festiwalu. Jest dobrze. Widzę przynajmniej kilkanaście udanych ujęć. Warto było spędzić tam niemal cały dzień. Jeszcze tylko coca cola na dobranoc, prysznic i można spać.

Coraz bardziej brakuje mi Mateusza, który mógłby teraz przytulić się do mnie i powiedzieć ‘tata’ albo pokazać, że w lesie trzeba być cicho. Nie mogę się doczekać chwili, gdy znów będziemy się bawić albo rozmawiać po naszemu albo leżeć i marzyć i opowiadać przygody.

Zdjęcia i relacja z podróży do Ghany

Zdjęcia z podróży do Ghany

Pozostałe odcinki relacji z podróży do Ghany na blogu

Informacje praktyczne i wskazówki przed podróżą do Ghany

Podróż do Ghany – informacje praktyczne

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.