Pakowanie bagażu. Minibusem można przewieźć dużo

Kameruńskie podróże

Kameruńskie podróże

O jak dobrze się wyspać. Nawet nocna burza nie przeszkodziła. Spokojny i leniwy poranek. Powolne pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Nie mogę się doczekać wizyty w rezerwacie Dja. Poranna dawka kameruńskich historii bawi i daje do myślenia. Z pewnością będzie ciekawie. Kolejne kameruńskie podróże przed nami.

Jeszcze tylko wspólna fota, błogosławieństwo na drogę i w drogę. Kierowca wiezie nas przez zatłoczone i gwarne ulice Jaunde. Jedziemy na jeden z dworców autobusowych. Po drodze podejmuje pierwszą próbę zakupu kameruńskiej koszulki piłkarskiej. Zbyt drogo. Nie udaje mi się stargować do akceptowalnej ceny. Odpuszczam. Ale wrócę do tematu po powrocie z rezerwatu.

Kameruńskie podróże
Kameruńskie podróże. Minibus – najpopularniejszy w Kamerunie środek transportu międzymiastowego

Czekamy cierpliwie

Na dworcu chaos typowy dla tego typu miejsc. Na pierwszy rzut oka nie wiadomo o co chodzi. Daniel już na nas czeka. Siadamy w barze i w afrykańskim stylu oddajemy się po prostu nic nierobieniu. Tak po prostu. Siadamy i czekamy na coś. Tu zawsze na coś się czeka. A jak się nie ma na co czekać to się czeka na nic. Czas płynie. Minuty, godziny. Czekamy. Pijemy colę. Patrzymy na toczące się dworcowe życie. Kilku podpitych kolesi awanturuje się o coś z obsługą baru. Sprzedawcy wszystkiego krążą od czekającego na coś do czekającego na coś i oferują swoje towary. Wystarczy siedzieć i czekać. Podchodzi sprzedawca butów z trampkiem na głowie. Jest sprzedawca pasków, chińskich głośników, koszul, używanych t-shirtów, grzebieni, orzeszków i telefonów komórkowych. Gdy jeszcze nie odwiedził nas ktoś z towarem, który by nas nawet zainteresował, wystarczy poczekać nieco dłużej. Na pewno przyjdzie.

Godzina 13.00, o której miał odjechać nasz minibus minęła. Nikt się nie podnosi. Nikt nie protestuje. Po prostu nie nadszedł jeszcze właściwy czas. Jak się okazuje – godzina 13 była jedynie orientacyjną godziną. Nikt nie zna właściwej godziny odjazdu minibusa. Trzeba po prostu czekać.

Kameruńskie podróże
Kameruńskie podróże. Pakowanie bagażu. Minibusem można przewieźć dużo

Ktoś odkręca koło w naszym minibusie. Koło jedzie do wulkanizacji. Ktoś grzebie przy silniku. Godzina odjazdu to najlepsza pora na naprawy. Pełen luz. Jest jednak pewien postęp. Bagaże zaczynają lądować na dachu. Baniaki z paliwem, pudła, skrzynki, nasze plecaki. Autobus teoretycznie zabiera 19 osób. Zastanawiamy się, ile będzie tym razem. Mija godzina 14.00. Ludzie powoli wchodzą do minibusa. Razem z Łukaszem zarezerwowaliśmy miejsce z przodu obok kierowcy.

Czekamy dalej

Koła wciąż nie ma. Na dachu bagaże zostały przykryte folią. A zatem do wyjazdu coraz bliżej. Ale to wciąż nie koniec. Na dachu ląduje jeszcze wózek inwalidzki. Z przodu. Jak wisienka na torcie. Inwalida bez nóg siada zaraz za nami. To dopiero dziesiąta osoba na pokładzie. Dwóch pomocników krząta się przy kole, popijając kolejne saszetki z rumem i whisky. To chyba na odwagę przed podróżą. Ruszamy. Jest 15.00. Tylko dwie godziny opóźnienia. Tylko 10 osób. Podejrzanie mało. Radość nie trwa jednak długo. Zaraz za dworcem dosiadają się kolejne osoby. Oczywiście musimy też podjechać na stację benzynową. Jeszcze zakupy. Wszystko przecież najlepiej załatwiać po drodze. To jasne. Po co robić to wcześniej.

W końcu mamy komplet 19 osób. Wyjeżdżamy z Jaunde. Skrzętnie opracowana konstrukcja na dachu trzyma się blachy. Jak? Któż to wie. Trzęsie, puka, stuka. Zero amortyzatorów. Może lepiej, że kameruńska muzyka płynąca z podświetlanego głośniczka zagłusza większość hałasów. Cały czas jednak wierzę w to, że minibus nie rozleci się po drodze. Wzdłuż drogi dużo śladów po wypadkach. W krzakach, rowach i trawie leżą pogniecione wraki minibusów. Spalone i powyginane. Wypadki w Kamerunie to codzienność. Czujemy, jak nasz bus kołysze się na zakrętach. To jasne, że jest przeciążony.

Obrazki z drogi

Wyprzedzamy sześć osób na jednym motocyklu, dwóch panów przewożących motocyklem świniaka. Na drodze obserwujemy wiele innych ciekawostek. Na pojazdach przedziwne napisy. Nasz autobus to „Toyota Super’ z hasłem „Abba Father”.

Świnia w drodze
Świnia w drodze

Przed nami siedem, a może dziesięć godzin jazdy. Na razie można powiedzieć, że jest komfortowo. Równy asfalt. Niewielki ruch. Z górki pędzimy pewnie ze 100 km/h. Piszę pewnie, bo nasz prędkościomierz nie działa. Może i lepiej. Pod górkę już tak dobrze nie jest. Ledwo się wtaczamy. Pogoda tez nam sprzyja. Tylko na muzyka jest tragiczna. Przykrycie głośnika szmatą nic nie daje. Kierowca robi głośniej.

Tuż przed zmrokiem zatrzymujemy się w niewielkim miasteczku. Daniel kupuje grillowane mięso na targu. Tłuste i dobre. Przyjemnie w końcu coś zjeść. Po chwili skręcamy z głównej drogi. Przed nami już tylko pomarańczowa laterytowa afrykańska droga. Zapada zmrok. Kierowca zbiera kolejnych pasażerów. Pojawiają się kałuże i dłuższe fragmenty błota. Coraz częściej. Kto wie, co nas jeszcze dziś czeka i ile ta podróż potrwa. Na razie cztery godziny za nami. Z drzemki wybudzają nas kolejne blokady i kontrole. Kierowca sprawnie wręcza łapówki. Czasem żandarmi sprawdzają dokumenty i udają, że rozumieją, co czytają, nie wiedząc nawet, że patrzą na wizy z innych krajów. Muszą czuć się ważni i poważni.

Messamena

Dojeżdżamy do Messameny. Zaczynamy prawdziwą przygodę z podróżami po Kamerunie. Osiągamy maksymalną pojemność minibusa. 23 osoby i kurczak na pokładzie. Laterytowa droga zwęża się jeszcze bardziej. Na drodze pojawiają się coraz większe kałuże. Przedzieramy się wyciętą w lesie cienką dziurawą dróżką. Jedziemy coraz wolniej. W końcu grzęźniemy w błocie. To musiało się zdarzyć. Ależ się cieszę! Część ludzi wychodzi i idzie przed busem. Są do tego przyzwyczajeni. Jazda w porze deszczowej w błocie to codzienność. Znów się zakopujemy. Kilka osób buja pojazdem. Znów grzęźniemy. Znowu bujanie. Jedziemy. Kierowca znanym chyba tylko sobie sposobem pokonuje kolejne kałuże i potoki.

Przygoda w błocie

Nagle stajemy bokiem. To pozamiatane. Samochód przechyla się na prawy bok. Znów wysiadka. Wypchnięty z błota minibus rusza. Nad lasem rozpętała się burza i potężna afrykańska ulewa. Zapowiada się jeszcze ciekawiej. Autobus jedzie. Nie czeka na pasażerów. Kierowca chyba wie co robi. A może nie? Znów stajemy bokiem. Autobus się przechyla. Nasze drzwi są zablokowane. Wysiadamy przez drzwi kierowcy. Niewiele brakuje, aby pojazd położył się na boku. Bujamy nim. Nic to nie daje. Ktoś odkopuje koła. Ale bus na czymś po prostu wisi. Tak sobie myślę, że właśnie w tym miejscu zostaniemy na noc. Deszcz wciąż pada. Ludzie śmieją się z nas, że wyszliśmy na zewnątrz, zamiast siedzieć w środku, pilnować rzeczy i suchych pieniążków. Cóż za głupie wyobrażenie o turystach.

Kameruńczycy zamiast wypychać autobus z błota gapią się i krytykują kierowcę. Nagle, ku mojemu zaskoczeniu minibus rusza i zalicza długą jazdę bokiem pod górę. I wjeżdża na nią. Deszcz odpuszcza. Wsiadamy i ruszamy w dalszą podróż. Przez dziurawy dach i szparę przy drzwiach leje się woda. Kto by się przejmował takimi szczegółami. Eh. Kameruńskie podróże…

Jesteśmy w Somalomo

Z kolejnej drzemki wyrywa nas awantura na pokładzie. Jesteśmy na miejscu. Jesteśmy w Somalomo. Miasteczko bez elektryczności. Jak brama do lasu. Minibus zatrzymuje się w pobliżu kilku parterowych domków. Mama Rosa to coś w rodzaju pokojów do wynajęcia. Dostajemy pokój i jedno łóżko dla trzech. Jest jeszcze stół. Więc jakoś sobie poradzimy.

Daniel przynosi nam do pokoju kolację. Doczekaliśmy się. Dziś na stole jeżozwierz w rewelacyjnym sosie. Zajadam się z apetytem. Bardzo mi smakuje. Chłopaki są nieco mniej zachwyceni.

Jeżozwierz w sosie
Jeżozwierz w sosie

Nagle w świetle czołówki widzę wielkiego włochatego pająka. Pod stołem, na którym siedzimy. Odruchowo odsuwam się jak najdalej. Łukasz go zabija. Szukamy, czy nie ma ich więcej w pokoju. Nie widać ich. Wygląda na to, że niespodzianek więcej nie będzie. Są tylko mniejsze pająki. Pozwalamy im zostać. Sami na wszelki wypadek porządnie smarujemy się Muggą przed snem i dokładnie owijamy się śpiworami.

To koniec dzisiejszego dnia i fantastycznej przygody. Dwunastogodzinna podróż przez Kamerun dobiegła końca.

Kolejne odcinki relacji z Kamerunu znajdziecie tu: Relacja z Kamerunu na blogu

Galeria zdjęć z Kamerunu do obejrzenia tu: Zdjęcia z Kamerunu

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.