Maska z Gabonu

Maski z Gabonu

Maski z Gabonu

Dzwoni budzik. Jak on śmie? Za dwadzieścia minut siódma. Ledwo zdążyłem zmrużyć oczy. Impreza była długa. Byłem jej biernym uczestnikiem. Do samego końca. Fatalna muzyka z okolicznych barów dudniła i dudniła. Po kolei jednak dźwięki znikały. W końcu muzyka została już tylko w jednym, najbliższym barze. Koniec nie zapowiadał się blisko. Towarzystwo przechadzało się pod oknem krzycząc i ganiając się. W zasadzie nie wiem co tam się działo. Ale i ona w końcu ucichła. Zostały tylko ludzkie głosy. One też ustały. Usnąłem. Na krótko. Po chwili życie wróciło do Franceville. Pojawił się dźwięk zmywanych po imprezie garów. Znów nie spałem. Albo mi się wydawało, bo budzik pojawił się nagle. Obudził mnie.

Pobudka

Energicznie wygrzebałem się spod moskitiery. Nagle pukanie do drzwi. A to niespodzianka. Budzenia nie zamawialiśmy. To nasz kierowca. Nie wiem po co. Prosiliśmy żeby przyjechał o dziewiątej. Jest siódma. Ani z niego przewodnik, ani kumpel. Ani nawet nie chcemy z nim nigdzie jechać o tej porze. Dzwonimy do Sisi z pytaniem o co chodzi. Pomylił się. Ma szczęście, że już nie spaliśmy. Inaczej zebrałby kilka ciepłych słów na odchodne. Prosimy żeby wrócił o dziewiątej. I spokojnie zwijamy bagaże.

Pochodzimy trochę po bazarze. Poobserwujemy poranne życie Franceville. Bazar jest tuż obok. Nie trzeba daleko iść. Ludzie są różni. Raczej rzadko się uśmiechają. Nie są zachwyceni, że robimy im zdjęcia. Są też tacy, którzy proszą żeby ich sfotografować. Owoce, warzywa, bagietki, orzechy, suszone ryby, mięso, ciuchy. Na targu wszelkie towary. Jest wszystko. Mąka, krewetki, płyty. Jakiś wojskowy, czy policjant poucza Mariusza, że na fotografowanie takich miejsc trzeba mieć akredytację prasową, czy tam jakiekolwiek inne pozwolenie. Jasne. Na głowę chyba upadł.

Dziewczyna na targu w Franceville
Dziewczyna na targu w Franceville

Młode, ładne dziewczyny chętnie uśmiechają się do aparatu. Nie wszystkie. Inne są wręcz agresywne, gdy prosi się je o zdjęcie. Po prostu trzeba robić. Dzieje się dużo. Mnóstwo ludzi. Gwar. Targowanie. Jest bush meat. Kobieta nie pozwala na zdjęcia mięsa. Nagrywam filmik jak tnie gazelę, czy inną antylopę na kawałki. Wyszło interesująco. Dwie godziny mijają.

Kontrole

Wracamy po bagaż do oberży, gdzie spaliśmy. Kierowca już czeka. Do przejechania mamy całkiem spory kawałek. Zajmuje dłużej niż pół godziny. Mogłoby być krócej, ale co kilka kilometrów są przeróżne kontrole. Policja, wojsko, żandarmeria i kto wie kto jeszcze. Po co to wszystko? Pewnie żeby zgarniać łapówy. Na każdym punkcie to samo. Sprawdzanie dokumentów samochodu i kierowcy. Na niektórych punktach chcą też oglądać nasze paszporty i wizy. Większość nie wie czego szukać. Otwierają na stronie z wizą Rwandy i oddają paszport. Rwanda, czy Gabon. Nie ma znaczenia.

Docieramy na lotnisko. Nie mamy biletów. Mamy za to tajemniczy numer – hasło. Wystarcza. Wypisują ręcznie karty pokładowe. Bagaże schudły o 5 kilogramów. Ważą już niecałe 35 kg. Trochę lżej, ale wciąż zbyt wiele żeby było komfortowo. Dziś lecimy linią Afric Aviation, kolejną z czarnej listy zakazanych linii lotniczych. Samolot jest nieco większy niż ten do Makokou. Jest jednak tradycyjne spóźnienie. Godzinę. Sisi czeka na nas na lotnisku. Podwozi nas do położonego wśród palm na piaszczystej plaży Hotelu Tropicana. Bardzo nam się podoba. Pogoda tylko nie zachwyca. Wciąż to samo zachmurzone niebo. Nie przyjechaliśmy jednak tu siedzieć na plaży.

Maski z Gabonu

Przenosimy się do centrum Libreville aby kupić maski z Gabonu na jednym z bazarów. Jest w czym wybierać. Maski, rzeźby, wisiorki, stroje, bransoletki. Część bardzo oryginalnych. Przebieramy, wybieramy, targujemy się. Jest tanio. Inaczej niż we wschodniej Afryce. Bardzo ciekawe gabońskie maski kosztują od kilku do kilkunastu tysięcy CFA, czyli od 10 do 20 euro. Spędzamy na bazarze kilka długich chwil. Wychodzimy z pełnymi siatkami pamiątek. Jestem zadowolony. Szkoda, że nie mam więcej wolnego miejsca w bagażu. A może jeszcze coś by się zmieściło? Może zdążę dokupić. Z pobliskiego supermarketu zabieramy kartony, do których ładujemy cały ten drewniany majdan. Po namowach spotkanego Gabończyka idziemy do kolejnego sklepu z maskami. Mnóstwo drewna. Rzeźby, figurki, maski, krzesła. Małe, duże, ogromne. Niby wszystko gabońskie, ale do końca nikt nie wie, skąd te wszystkie rzeczy pochodzą. Decyduję się na kolejną maskę. Trzecią. Obładowani znajdujemy taksówkę i wracamy do hotelu.

Powrót do Libreville

Maski z Gabonu
Maska z Gabonu

Standard naszych noclegów podwyższa się z nocy na noc. Jeszcze nie skończyliśmy cieszyć się z „luksusów” Lekedi, a tu jeszcze większy luksus. Cena również rośnie. Warto. Odpoczywamy. Siadamy w barze. Muzyka gra na żywo. Dobre jedzenie. Szum oceanu. Przyjemna bryza. Palmy. Piwko. Dostęp do Internetu. Jest fajnie. Emocjonujemy się meczem w Polska – Iran na Mistrzostwach Świata w siatkówkę. Wygraliśmy! Ale końcówka była nerwowa.

Zdjęcia i relacja z podróży do Gabonu

Zdjęcia z podróży do Gabonu

Pozostałe odcinki relacji z podróży do Gabonu na blogu

Informacje praktyczne i wskazówki przed podróżą do Gabonu

Gabon – informacje praktyczne

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.