Trekking w górach Atlas
To była noc. Długa. Ale to wcale nie oznacza, że przespana. Kilka godzin nie mogłem zasnąć. A przez następnych parę godzin śniły mi się totalne bzdury. Powinienem być wyspany, a nie jestem wcale. Jest siódma rano. Jeszcze chłodno na zewnątrz. Dolina kryje się w cieniu sąsiedniej góry. Zjadam resztę daktyli na śniadanie i pół chleba. Popijam miętową herbatą i w drogę na kolejny trekking w Górach Atlas.
Podejście na przełęcz Tizi Agelzim
Szybko się rozgrzewamy ostrym podejściem. Słońce wyłania się zza wzgórza. I już jest gorąco. Krok po kroku wdrapujemy się na przełęcz Tizi Agelzim na wysokość 3650 m n.p.m. Widoki świetne.
Idę wolno i rozmyślam. Dobrze mi w górach. Chociaż ciężko. Idę i milczę. Nie muszę mówić. Nie muszę też iść. Ale chcę. Chcę się zmęczyć. Chcę zobaczyć piękne widoki, skały, wodospady, osuwiska. Wszystko cieszy oczy. Dla takich chwil wyjeżdżam. Żeby pobyć samemu. Żeby być daleko. Ze swoimi myślami. Chociaż tym razem jest nieco inaczej. Tym bardziej chcę tu być. Poszwędać się. Pomilczeć. Nie śpieszyć się. Usiąść kiedy chcę. Iść kiedy chcę. Nie iść.
99 zakrętów
Schodzimy z przełęczy drogą, która ma podobno 99 zakrętów. Nie wiem. Nie liczę. Można ją nazwać drogą zygzakowatą. Zsuwam się razem z drobnymi kamyczkami. Raz z mniejszymi. Raz z większymi. Nie powiem, że łatwo mi się idzie. Nogi i kolana dostają w kość. Żałuję jednego podczas tego zejścia. Szkoda, że nie nagrałem time-lapsa z podchodzącymi pod górę turystami i mułami. Chodziliby jak roboty, z jednej strony żlebu na drugą.
Zsunęliśmy się około 500 metrów w dół na pięknie położone wzgórze. Jest już nawet nieco trawy. Z daleka widać drzewa. Szkoda, że nie mam namiotu ze sobą. Gdybym wiedział, że takie miejsce będę mijał tu bym zanocował. Ot, tak. Pod gołym niebem. Pod tysiącami gwiazd. Leżałbym i patrzył w kosmos. Słuchałbym ciszy i gór.
Węże w Górach Atlas
Siedzę na kamieniu. Rozmyślam. Fotografuję wychylającą się zza kamienia jaszczurkę. Czy są tu węże? Hamid mówi, że są. Gdy jest gorąco wygrzewają się na kamieniach. Tak, jak ja teraz. A może jeden z nich jest tuż obok? I czeka żeby mnie dziabnąć? To byłoby zbyt głupie. Na wszelki wypadek wkładam buty na nogi.
Trzeba iść dalej. Dalej w dół. Coraz stromiej. Nie szczególnie przypada to moim nogom do gustu. Ta trasa jest kiepska. Ślisko i stromo. Jeszcze z 700 metrów w dół. Więc musi być stromo. Przeskakujemy strumyk raz z jednej, raz z drugiej strony. Idziemy pod wielkimi brunatnymi skałami. Ładne kadry zdjęciowe. I wysokie wodospady. I jeszcze resztka śniegu. Gdyby tylko nie było tak stromo.
Kozy pasą się na sąsiednim wzgórzu. I beczą. Docieramy do największego wodospadu w okolicy. Dwóch przedsiębiorczych Marokańczyków częstuje nas pyszną herbatą z miętą. Podobno niektórzy Berberowie mieszkający w górach są od niej uzależnieni. Ja najlepszą herbatę piłem w Marrakeszu. Z liśćmi w szklance. Tu, tak jakby mięta była w proszku. Smakuje wybornie podczas posiłku. A gdyby ktoś chciał pod wodospadem można kupić schłodzoną colę i fantę. I znów potwierdza się prawda, że cola jest wszędzie.
Schronisko Azib Tansoult
Po dłuższej chwili wracamy do wędrówki. Zostało nam zaledwie kilkanaście minut. Już nie jest tak stromo. Ale gorąco. Pomiędzy strumieniami i drzewami dochodzimy do schroniska Azib Tansoult. Tu zanocujemy. Piękne zielone pola uprawne zupełnie nie pasują do tego suchego i surowego krajobrazu. Dobrze nawodnione wciąż płynącymi górskimi strumieniami korzystają dopóki w górach jest śnieg. Za miesiąc wszystko się zmieni. Śladu po śniegu i wodzie nie będzie. I po zieleni też.
Już sobie upatrzyłem miejscówkę na najbliższą noc. Dach schroniska z pięknym widokiem na góry. Szkoda, że nie mogę spać wyżej w górach, na polanie. Niech będzie dach. Ucinam sobie krotką drzemkę w chłodnym wnętrzu schroniska. Nie trwa długo. Szkoda ładnej pogody.
Obserwacja ptaków w Górach Atlas
Idę na pobliskie zbocze góry. Siadam z aparatem na ziemi. I patrzę przed siebie. Pojawiają się ptaki. Początkowo daleko. Po chwili bliżej. Coraz bliżej. Na wyciągnięcie ręki. Różne. Jak zwykle nie wiem jakie. Dowiem się po powrocie. Są tak blisko. Jeszcze chwila i chyba zaczną mi jeść z ręki. Siedzę i obserwuję. Samiczka i samiec podążają za sobą. Jakiś dzieciak krzyknął. Odleciały. Na chwilę. Jakby zaciekawione wróciły.
Słońce powoli chowa się za górą. Cień opanowuje dolinę i zielone wzgórze. Wracam do schroniska. Stokrotki, maki, rumianki. Żółte, czerwone, fioletowe. Dużo kwiatów dookoła. Idę środkiem płytkiego strumyka płynącego ścieżką. Podoba mi się w tym miejscu.
Dziś decyduję się na lunch. To zejście wyczerpało mnie nieco. Pozostałe daktyle nie zaspokoiły mojego głodu. Jedzenie podobnie jak w schronisku pod Toubkalem nie powala na ziemię. Jest zupa. Jest tadżin z odrobiną koźliny, ziemniakami, marchewką i ogórkiem. A na deser pomarańcza. Niby dobre, ale to nie to. Chcę mięsa! Ale jest coś na co dziś czekam z niecierpliwością. Arbuz! Całe dziesięć kilogramów. To dla tej chwili chciałem go mieć. Zjem go już za chwilę. Już za momencik. Gdy tylko słońce zajdzie. A ja usiądę z aparatem na dachu i poczekam na gwiazdy. Na ciemność. Na noc.
Noc pod gwiazdami w Górach Atlas
Siadam. Tak, jak sobie wymarzyłem. Delektuję się zapadającą nocą, słodyczą arbuza i gwiazdami. Siedzę i jem. Patrzę w dal. A gwiazd jest coraz więcej. Całkowita ciemność opanowała dolinę. Słychać kumkające żaby. Muły gryzą trawę. Przestraszone wydają dziwne odgłosy. Poza tym cisza, ciemność, gwiazdy i góry. Pięknie jest.
Szkoda iść spać. Ale powieki opadają. Programuję zdjęcia na całą noc. Nastawiam budzik żeby co jakiś czas sprawdzać, czy wszystko działa. Kładę się na dachu. Przykrywam się śpiworem. Nad głową gwiezdny sufit i Droga Mleczna. Oczy zamykają się. Odpływam.
Budzik dzwoni. Sprawdzam. Zdjęcia dalej się robią. Gwiazd wciąż multum. Jeszcze więcej niż przed zaśnięciem. Droga Mleczna w pełnej okazałości. Wszystko pod kontrolą. Mogę spać dalej.
Zdjęcia z trekkingu i z podróży do Maroka
Kolejne odcinki relacji z Maroka znajdziecie tu: Relacja z Maroka na blogu.
Zdjęcia z trekkingu i z podróży do Maroka znajdziecie w galerii: Maroko 2016.
Byliśmy tu tylko naszą wiekową terenówką – fantazjowaliśmy o kolejnej przygodzie już pieszo. Bliski znajomy z kolei – 5tego dnia trekkingu złamał nogę i z tym złamaniem samotnie dostarczał się w miejsce, gdzie ktoś mu mógł pomóc, ale pomimo takiej „przygody” też mocno zachęcał. Dzięki za świetną relację i meeega zdjęcia – musimy znaleźć czas któregoś pięknego miesiąca ponownie na Maroko.