Maroko - Na targu

Powrót do Marrakeszu

Powrót do Marrakeszu

Zaspałem. A zdjęcia robią się dalej. I co z tego, że już prawie 9.00. Nigdzie się nie śpieszę chociaż czeka mnie powrót do Marrakeszu. Słońce powoli ogrzewa dolinę. Znów zapowiada się piękny dzień. To ostatni dzień górskiej wędrówki. Opuszczam schronisko. Przekraczamy strumień. Przede mną ostatnie podejście na przełęcz Tizi Oudid. Na szczęście łagodne. Cieszę się, że mam ze sobą kijki. To była świetna decyzja. Bardzo mi pomogły.

Maroko - Góry Atlas
Maroko – Góry Atlas

Na przełęczy kolejny przedsiębiorczy Marokańczyk postawił kamienną chatkę i częstuje nas herbatą. Chwila odpoczynku. Ostatni raz widzę naszego kierowcę od muła. Zaraz zejdzie do Imlil z moim plecakiem i tam go zostawi. Daję mu 20 dirhamów napiwku. A my ruszamy na ostatni odcinek trekkingu. Tylko w dół. Łagodnie. Z każda chwilą niżej i cieplej. Są już drzewa i kwiaty. Pojawiają się domy. Mijamy ludzi.

Imlil

Widać drogę i meczety. Piękna dolina Imlil ukazuje nam się w całej okazałości. I nagle jesteśmy w miasteczku. Krążymy pomiędzy wodospadami, strumykami i sztucznymi kanałami. Gęste drzewa porastają dolinę. To drzewa czereśniowe. Pełne ciemnoczerwonych owoców. Chyba zaraz rzucę się na nie. Hamid obiecuje zebrać dla mnie trochę owoców.

Powrót do Marrakeszu
Maroko – Widok na Imlil

Dochodzimy do sklepu należącego do rodziny Hamida. Chcę kupić dżelabę i chustę. Nawet jeśli nieco przepłacę to będzie forma napiwku dla Hamida. Jego tata częstuje mnie herbatą. Za chwilę na gazecie pojawiają się ogromne czereśnie. Są pyszne. Słodkie. Wielkie. Wręcz czarne. Pochłaniam wszystkie żarłocznie.

Powrót do Marrakeszu
Maroko – Czereśnie

Żegnam się z górami i Hamidem. To dobry przewodnik. Wsiadam do autobusu jadącego do Asni. Marokańczycy są bardzo pomocni. Gdy wysiadam z autobusu pokazują, gdzie czekać na kolejnego busika, aby kontynuować powrót do Marrakeszu. Dbają żeby nie stać na słońcu. Zagadują. Zapraszają do cienia. Kilka razy zapewniają, że autobus zaraz będzie.

Ostatni odcinek do Marrakeszu

W końcu jest. Wsiadam. Przede mną ostatni odcinek drogi do Marrakeszu. Marokański dziadek próbuje ze mną pogadać. Nie zna słowa po angielsku. Nie zraża się tym. Każe się do siebie przysiąść, bo akurat obok niego jest wolne miejsce. Coś mi opowiada po berberyjsku, a może po arabsku. Pokazuje swoją rękę. Brudna. Twarda. Spracowana. Wskazuje na moją. Czysta. Biała. Porównuje. Nie do końca wiem, o co mu chodzi. Czy o kolor? Czy o siłę? Trzyma mnie za rękę. Ściska. Czy to oznaka przyjaźni? Często widuję Marokańczyków trzymających się za ręce.

Jedziemy więc autobusem z marokańskim dziadkiem trzymając się za ręce. Pokazuje coś za oknem. Domy, drzewa, osioł. Wydaje mi się, że proponuje żeby z nim wysiąść. Na pewno to proponuje. Jak uprzejmie odmówić bez znajomości jego języka? A może zobaczyć co z tego wyjdzie? Nie. I co ja mu powiem w jego domu? Na pewno byłaby to przygoda spędzić trochę czasu, a może przenocować w berberyjskim domu. Ale nie dziś. Uparcie z uśmiechem odmawiam na uparcie proponującego wspólną wysiadkę dziadka. Może go zawiodłem? Mam nadzieję, że nie. Mam nadzieję, że nie odebrał tego źle. Koniec trzymania za ręce. Żegnam dziadka. Reszta drogi do Marrakeszu upływa mi na drzemce.

Ponownie w Marrakeszu

Jest 15.00. Długo mi się zeszło z powrotem z gór. Idę do znanego mi Riadu zatrzymując się tylko na chwilę na szklaneczkę pomarańczowego soku. Pyszny. Przyjemnie w tym Riadzie. Chociaż zamiast w gwarnym mieście wolałbym być w górach. Prysznic w chłodnej wodzie daje chwilę przyjemności. Nieźle trafiłem z tym noclegiem. Nie przyjechałem jednak do Marrakeszu żeby czas spędzić w hotelu. Kończę ładować baterię do aparatu i ruszam na miasto. Oby udało się tym razem zrobić trochę zdjęć.

Jestem już nieco głody. Krążę po Medynie. W sumie bez większego sensu. Szukam tematów fotograficznych. Ludzie wciąż nie chcą być fotografowani. Na straganach powywieszali nawet zakazy fotografowania. A ja nie umiem robić zdjęć z zaskoczenia. Nie czuję się z tym dobrze. Nie wychodzą mi. Krępuję się.

Maroko - Na targu
Powrót do Marrakeszu zakończony. Jestem na targu

Nie udaje mi się trafić na suk z przyprawami, chociaż idę w tym kierunku. Trafiam na inny. Jakiś sprzedawca zaczyna opowiadać o tym, co ma na sprzedaż na swoim straganie. O tym, co służy do mycia, do pachnienia, do malowania, do picia itd. Częstuje mnie herbatą.

Na placu Dżemaa el-Fna

Kupuję u niego małe pachnące mydełko. A może to nie mydło tylko pachnidło? Kto to wie? Wracam na plac Dżemaa el-Fna. Słońce powoli chowa się za domy. To dobrze, bo głód narasta. A ja czekam na słynne stragany na środku placu żeby spróbować nowej marokańskiej potrawy. Przy jednej z głównych arterii handlowych znajduję bar, gdzie serwują świeży sok z trzciny cukrowej. No proszę. I w Maroku mam okazję napić się jednego z moich ulubionych napojów.

Szklanki wielorazowego użytku stwarzają drobne ryzyko kłopotów żołądkowych. Ale ciekawość i pragnienie zwyciężają. Zamawiam szklankę soku. Pan wciska patyk do specjalnej maszyny, a z maszyny wylatuje zielonkawy sok. Piję łapczywie. Z odrobiną limonki smakuje wybornie. Wracam na plac i zamawiam po kolei: sok z pomarańczy, sok z cytryn, sok z grejpfruta. Raj dla podniebienia.

Maroko - Sok z trzciny cukrowej
Maroko – Sok z trzciny cukrowej

Kolacja na placu

Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło się ciemno. To w końcu czas na kolację. Chodzę, myślę, zastanawiam się, gdzie zjeść. Mięso? Ryby? Jajka? Naganiacze prześcigają się w zachwalaniu swoich straganów. Wymyślają rymowanki. Zachęcają po polsku. Powołują się na Makłowicza i na Gesslerową. A to co? Kozia głowa? Móżdżek? Oko? Tak! Dziś zjem kozią głowę!

Zamawiam mix specjałów z koziej głowy i kozich wnętrzności. Język, jakieś flaczki przypominające móżdżek i parę innych ciekawych części. Wszystko z dodatkiem pysznego słonego, lekko żółtawego sosu. Jest przepyszne. Nie ma wprawdzie sztućców, ale tym się nie przejmuję. Rękoma też da się zjeść. Doskonały wybór.

Powrót do Marrakeszu
Maroko – Przysmaki z koziej głowy

Mam wrażenie, że na placu są dwa rodzaje knajp. Dla turystów i dla Marokańczyków. To widać po cenach, menu i liczbie korzystających z knajp. Ten stragan z kozimi głowami musiał być raczej dla Marokańczyków, bo nie było drogo, a w kolejce czekał tłum. No i było pysznie. A tych barach bardziej dla turystów jest prawie dwa razy drożej. Jestem wyraźnie zadowolony. Nogi już czują zmęczenie. Wystarczy chodzenia na dziś. Jest już prawie północ. Wracam, popijając kolejne soki. Kupuję trochę słodyczy z sezamem, colę i wracam do Riadu. Dobrze się położyć i zasnąć.

Zdjęcia z trekkingu i z podróży do Maroka

Kolejne odcinki relacji z Maroka znajdziecie tu: Relacja z Maroka na blogu.

Zdjęcia z trekkingu i z podróży do Maroka znajdziecie w galerii: Maroko 2016.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.