Velingara przy granicy z Gambią

Vélingara przy granicy z Gambią

W przeciwieństwie do innych miejsc w Senegalu mieszkańcy Vélingary w większości nie sprzeciwiają się robieniu zdjęć. Mało tego. Sami o nie proszą. Jesteśmy tym mocno zaskoczeni. I oczywiście korzystamy. Fotografujemy chłopaków na motocyklach, sprzedawców, kolorowo ubrane kobiety i innych uczestników targowego życia. Jest też kolejna sesja przed kolorową ścianą.

Ostatni dzień w Malawi

Ostatni dzień w Malawi

Ostatni dzień w Malawi. Pod słomianym dachem znajdują się zbite z desek cztery ławki. Tworzą kwadrat. Można nazwać to miejsce pijalnią. Grupka znajomych może tu usiąść razem i wypić butelkę trunku, który kupuje się w pomieszczeniu obok. Dostajemy pełną 0,7 litrową butelkę żółtego płynu, nalanego chochlą z wiadra. W głowie zapala się kontrolna lampka ostrzegająca przed amebą.

Afrykańskie smakołyki z Malawi

Afrykańskie smakołyki z Malawi

Afrykańskie smakołyki z Malawi. Odwiedzamy po kolei najlepszego szewca we wsi, przyjaciela rzeźbiącego napisy na kijkach z drzewa cedrowego i miejscową bimbrownię. Tu na chwilę się zatrzymujemy. Pomimo, że jest wciąż przed południem grupka kilku chłopaków siedzi w kółku nad butelką przedestylowanego bimbru, zwanego kachasu. Jest naprawdę mocny. Grzeje w żołądek. A produkcja kolejnych litrów mocnego alkoholu trwa w najlepsze.

Przylądek MacLear nad jeziorem Malawi

Przylądek MacLear nad jeziorem Malawi

Wsiadam więc na łódkę i razem z młodym chłopakiem płyniemy na wyspę, która znajduje się dokładnie naprzeciwko. Po kilkunastu minutach zakładam maskę do snorkellingu, rurkę i płynę pomiędzy skały oglądać kolorowe rybki. Jest ich mnóstwo. Samych pielęgnic w jeziorze Malawi jest ponad siedemset różnych gatunków. Są niemal tak piękne, jak te na rafach oceanicznych. Może nie są aż tak kolorowe, jak w oceanie, ale w naszych jeziorach takich nie ma.