Żaba nocą

Trzeci dzień w Parku Narodowym Mana Pools

W Parku Narodowym Mana Pools

Uwielbiam noce w buszu. Tajemnicą jest co może się wydarzyć. Chwilę po tym, gdy wszedłem do namiotu usłyszałem lwy. Myślałem, że to słonie. A więc gdzieś są. I to całkiem niedaleko. Może nocą były tuż obok namiotu? Pakujemy się do samochodu i ruszamy na kolejną przejażdżkę w Parku Narodowym Mana Pools. To już trzeci dzień w Mana Pools. Czy w końcu zobaczymy te lwy? Marzę o tym.

Od samego początku ruszamy ich śladem. Słyszeliśmy je dziś w nocy. Jedziemy wzdłuż rzeki odwiedzając kolejne kempingi i pytając, czy coś ciekawego działa się dzisiejszej nocy w pobliżu. Na naszym kempingu lwy słyszeliśmy około 22.00. Na kolejnym kempingu po 2 w nocy. Przy następnym po 4.00. Podobno spały w pobliżu. Ktoś bardzo emocjonalnie opowiada o tym, jak tuż obok namiotu przeszło 5 samic. Wow! Padłbym chyba na zawał. To w pobliżu miejsca, gdzie wczoraj widzieliśmy likaony i hienę. Dziś tu odbywało się polowanie. Likaony znów coś zagryzły. To podobno świetni myśliwi. Dużo lepsi niż lwy i inne drapieżniki.

Słoń pod namiotem w Parku Narodowym Mana Pools
Słoń pod namiotem w Parku Narodowym Mana Pools

Nie widzimy likaonów

Niestety nie widzimy likaonów. Przed samochodem przechodzi hiena. Słonie chronią się w cieniu starych drzew. Zrywają trąbami niemal całe gałęzie. Szukamy lwów. Mijają kolejne godziny. Tropimy je również na piechotę. Dardley wypatrzył świeże ślady w piachu. Nie widzimy nic poza wielkim stadem bocianów. Nad jednym z jezior, zwanych loopami zjadamy śniadanie. Korzystam z toalety i w tym samym momencie widzę nadjeżdżający samochód. Myślę, że zaprezentowałem moje pośladki w pełnej okazałości. Musieli bez wątpienia ujrzeć tak zwany „full moon” albo jak mawia Dardley „african salut”. Przykrywam to, co zostawiłem fragmentem znalezionej w pobliżu szczęki krokodyla.

Niestety. Poranek ponownie bez lwów. Znów bez kotów. Po raz trzeci z rzędu. To podobno wyjątkowy pech. A ja coraz częściej myślę, że dużym szczęściem jest po prostu spotkanie z lwem. Ile rzeczy na raz musi się zbiec w czasie, aby na naszej trasie pojawił się lew.

W drodze na kemping widzimy miejsce, gdzie dzisiejszej nocy psy zagryzły jakieś zwierzę. Sępy patrolują okolicę. Aż trzy różne gatunki. Dobrze, że mamy książkę, w której możemy sprawdzić jak się nazywają.

Jaszczurka w trawie
Jaszczurka w trawie

Przerwa w safari

Kończymy przejażdżkę po 11.00. Wcześniej niż ostatnio. Dardley pakuje swoje rzeczy, a my zostajemy w Mana Pools na dwie kolejne noce z jego asystentem i kucharzem. Popołudnie mija jak zwykle. Przyjemna drzemka, obiad, przechadzka nad Zambezi. Robię zdjęcia żołn, jaszczurek i rybaczka wielkiego (największego zimorodka, którego można spotkać). Dardley odjeżdża.

Popołudniowa przejażdżka jest chyba najmniej udana z dotychczasowych. Niezbyt wiele widzimy. Słonie, impale, bawoły i pawiany. Nic wyjątkowego. Chwilę spędzamy przypatrując się wręcz przelatującym nad drogą w podskokach impalom. Poszukiwania lwów nie dają rezultatów.

Daleki skok impali
Daleki skok impali

Po zachodzie słońca

Tuż po zachodzie słońca fotografujemy słonie, gdy nagle na palcu widzę krew. Po chwili jeszcze więcej. Co się u licha dzieje? Dotykam szyi. Jeszcze więcej krwi. Przecieram szyję dłonią. Cała we krwi. Druga ręka cała we krwi po dotknięciu szyi. Pochylam się do przodu i widzę, jak kropla po kropli na ziemię kapie krew. Podbiega kierowca i mówi, że chyba ugryzła mnie mucha tse-tse. To mogłoby być dobre wytłumaczenie. Ale skąd tak dużo krwi? Staramy się zatamować ją papierem toaletowym. Papier przesiąka. Zmieniamy opatrunek kilkukrotnie. Krew wciąż leci. Cóż to było? Czy to rzeczywiście po ugryzieniu jednej muchy? Nie mogę w to uwierzyć. Po kilkunastu minutach tamujemy krwotok. Wracamy jak najszybciej na kemping, aby przemyć ranę. Czy naprawdę mucha może ugryźć aż tak?

Spokój na kempingu

Dziś znów wieczór jest spokojny. Słychać wprawdzie słonie, a hiena krąży po obozie, ale to nie to samo zamieszanie, które było tu wczoraj. Pojawiły się elandy. W świetle latarki dostrzegam dziesiątki malutkich oczek pająków ukrywających się w trawie i liściach, a we wnętrzu drzewa i w toalecie żaby. Odkrywam ponownie, że mamy tu nie tylko te wielkie zwierzęta, ale istnieje przecież świat makro. Zupełnie inny. Można powiedzieć nawet, że równoległy. Wystarczy czekać i uważnie obserwować. Coś kryje się prawie w każdym zakamarku. Żaby, jaszczurki, mrówki, pająki. A ilu stworzeń nie zauważam? Nawet nie chcę o tym myśleć.

Żaba nocą w Parku Narodowym Mana Pools
Żaba nocą

Hiena po raz kolejny podejmuje próbę zbliżenia się do naszego obozu. Ale dziś nie specjalnie tym się przejmuję. Jestem trochę zmęczony. O godzinie 21 mam dość. Kładę się spać licząc, że jutro w końcu zobaczę lwy. Rozglądam się jeszcze w poszukiwaniu myszy, która wczoraj próbowała z nami spędzić noc pod namiotem. Dziś jej nie ma. Odpływam wsłuchując się w kojące odgłosy afrykańskiego buszu.

Kolejne odcinki bloga z podróży do Zimbabwe znajdziecie tu: Blog z podróży do Zimbabwe

Galeria zdjęć z podróży do Zimbabwe i Botswany do obejrzenia tu:

Zdjęcia z podróży do Zimbabwe

Zdjęcia z Botswany

2 komentarze

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.