Wędrówka do obozu Shira
Gdy się budzę wcale nie jest tak zimno. Śpiwór, który zabrałem ze sobą jest bardzo ciepły. Wiem, że przed namiotem jest zaledwie kilka stopni. Tragedii nie ma. W niecałe dwie godziny pakujemy się, zjadamy śniadanie i ruszamy w górę. Wędrówka do obozu Shira to nieco krótszy dystans niż wczoraj. Będzie bardziej stromo. Wędrówkę zakończymy w obozie Shira na wysokości ponad 3800 m n.p.m.
Idziemy przez coraz rzadszy las. Intensywnie. Za nami w porannym słońcu stoi masywne Mount Meru. Szybko zdobywamy wysokość. Nie zatrzymujemy się zbyt często, szczególnie że nadciągają coraz gęstsze chmury i robi się mało przyjemnie. Nad głowami krążą kruki. Przelatują tak blisko, że mam wrażenie, jakby chciały mnie zaatakować. Jedno z nich wabimy kawałkiem kurczaka. Myślę, że odważyłby się nawet na zabranie mięsa z ręki. Ale wolę nie ryzykować.
Po dojściu na przełęcz na wysokości około 3900 m n.p.m. pozostaje już tylko krótki spacer w dół do obozu. Jesteśmy na miejscu chwilę po 12.00. Na rozległym terenie znajdują się namioty dla około 300 osób. Większość dociera tu w podobnym czasie i nie mając zbyt dużo do zrobienia ucina sobie drzemkę. My też.
Obóz Shira
W porównaniu z 2008 rokiem jest zdecydowanie więcej ludzi. Powstały też betonowe toalety. Nie do końca tylko wiem, czy to dobry pomysł. Cuchnie w nich okrutnie. Jest też nowa chatka dla pracowników paru narodowego. Gdy jednak chcemy się wpisać w księdze przyjść do obozu okazuje się, że nikt nie przewidział na czas, że w książce może skończyć się miejsce. Nie wpisujemy się.
Snuję się trochę po obozie w poszukiwaniu ptaków i z niecierpliwością czekam na piękny zachód słońca nad Mount Meru. Pamiętam taki z 2008 roku. O 16.00 idziemy do jaskini Shira i na punkt widokowy. Nie ma się zbytnio czym zachwycić. Dookoła królują chmury. Spodziewamy się deszczu, więc w pośpiechu wracamy do namiotów. Mieliśmy nosa. Gdy zbliżamy się do namiotów spadają pierwsze krople deszczu, a po chwili zrywa się burza z gradem. Przez obóz płyną potoki wody. Namioty teoretycznie są okopane i zabezpieczone, ale woda i tak znajduje korytarze. Namioty podmakają. Trwa to ponad godzinę, czyli tyle ile wystarcza do zjedzenia kolacji. Szef kuchni serwuje dziś ugali z warzywnym sosem. Jest pyszne.
Noc zapowiada się bardzo zimna. Grudki gradu zebrały się w kilku miejscach. Na namiotach pojawia się cieniutka warstwa lodu. Nie stopnieje do jutra. Nie ma na co czekać, więc kryjemy się tuż po 20.00 w namiotach.
Po dwóch godzinach daje o sobie znać duża ilość wybitej herbaty. Na myśl o wyjściu na mróz do śmierdzącego kibla robi mi się chłodno. Nie mam innego wyjścia. Łamię lód na namiocie i czym prędzej idę w kierunku toalety. W obozie panuje niewiarygodna cisza. W górze rozgwieżdżone piękne niebo. Uwielbiam noce w tanzańskich górach!
Album fotograficzny ze zdjęciami z Tanzanii
Jeśli zainteresowała Cię moja relacja z podróży polecam też album fotograficzny „W drodze na najwyższe szczyty Afryki” (jestem jego autorem!) ze zdjęciami z różnych państw Afryki (również z Tanzanii). Znajdziesz w nim również sporo informacji praktycznych, wspomnienia i ciekawostki na temat wędrówek po afrykańskich górach, safari i podróżowaniu po Afryce. Oczywiście są w nim też obszerne fragmenty poświęcone górom i podróżowaniu po Tanzanii.
Informacje praktyczne i wskazówki przed podróżą do Tanzanii
- Jak zaplanować podróż do Afryki
- Gdzie kupić tanie bilety do Afryki
- Wskazówki przed podróżą do Tanzanii
- Koszt wejścia na Kilimandżaro
- Koszt Safari w Tanzanii
- Co zabrać do Tanzanii?
- Planowanie podróży na Zanzibar
- Koszt trekkingu na Ol Doinyo Lengai