Wodospady Wiktorii w dzień i w nocy
Jeszcze nie wiemy, że tego dnia zachwycać nas będą wodospady Wiktorii w dzień i w nocy. Do Victoria Falls dojeżdżamy po 6 rano. Godzina opóźnienia. Nie jest źle. Ale podróży autobusem mam po dziurki w nosie. Wzdrygam się na myśl, że będziemy musieli jeszcze wrócić. Może jednak wrócimy pociągiem albo samolotem. Na myśl o kolejnych 12 godzinach w autobusie robi mi się niedobrze.
Bierzemy taksówkę i szybko docieramy na kemping, na którym zarezerwowaliśmy wcześniej bungalow. Plan na pobyt w okolicy dopiero ułożymy. Dziś na pewno chcemy zobaczyć wodospady Wiktorii. I bez zbędnej zwłoki idziemy nad wodospady. Jesteśmy jednymi z pierwszych odwiedzających. Zaraz za nami nadciągają wręcz tłumy turystów, w większości z Azji. Już możemy zapomnieć o ciszy i spokoju, do których przyzwyczailiśmy się w Mana Pools. Tu jest komercja, stragany i turystyczne atrakcje. No i ludzie! W Victoria Falls są turyści w przeciwieństwie do innych rejonów Zimbabwe.
Wodospady Wiktorii w dzień
Punkt po punkcie odwiedzamy kilkanaście miejsc widokowych na wodospady. Wszystko oczywiście po stronie Zimbabwe, bo od strony Zambii takich widoków na wodospady nie ma. Gdy zwiewa lekka bryza, nad nasze głowy nadciąga chmura wody i w jednej chwili wszystko jest mokre. Dlatego zakładamy poncza, a aparaty okrywamy specjalnymi workami.
Wodospad jest gigantyczny nawet w porze suchej. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego widoku w środku pory deszczowej. To muszą być gigantyczne masy spadającej z ponad 100 metrowej wysokości wody. To musi wyglądać obłędnie.
Mgiełka unosi się do góry. Powietrze robi się bardziej przejrzyste. Ale wystarcza chwila i nadciąga kolejny prysznic. Kilkanaście punktów widokowych powala na przyjrzenie się potędze natury. Przy jednym z punktów pojawia się tęcza. Niedaleko następnego przechadzają się niespiesznie guźce. Ryją pyskami w ziemi. Zachowują się jak nasze dziki.
The Lookout Cafe
Gdy wracamy znad wodospadów wstępujemy do wspaniale położonej kawiarni (The Lookout Cafe) z widokiem na zawieszony nad rzeką Zambezi most łączący Zimbabwe i Zambię. To z niego skacze się na bungee. W kawiarni można zapisać się na okoliczne atrakcje: skok na bungee, rafting, safari, lot na linie i wiele innych. A to dlatego, że kawiarnia prowadzona jest przez jedną z firm zajmujących się miejscowymi aktywnościami: Wild Horizons. Bez żadnego problemu można spędzić w Victoria Falls tydzień, a może i dwa i mieć ten czas wypełniony atrakcjami.
Dziś prawdopodobnie wrócimy nad wodospady, żeby zobaczyć nocną tęczę pojawiającą się, gdy światło odbijane przez księżyc w pełni pada pod odpowiednim kątem na drobinki wody unoszące się nad wodospadami. To jeden z trzech dni w miesiącu, gdy takie zjawisko można zaobserwować. Akurat tu jesteśmy. Szkoda z tej szansy nie skorzystać.
Plany na kolejne dni
Pierwsza atrakcja, na którą decydujemy się zapisać to obserwacja ptaków z łodzi na rzece Zambezi. To już jutro. Liczę na dużo ptaków. Podejrzewam, że będziemy na tej łodzi sami, co na pewno będzie bardzo korzystne.
Wracamy do Victoria Falls. Oglądamy pamiątki. Naganiacze nachalnie próbują nam sprzedać stare dolarowe banknoty obowiązujące w Zimbabwe jeszcze kilka lat temu. Mowa oczywiście o banknotach, których nominały to były miliony, miliardy, a nawet biliony. Ewenement na skalę światową. Uparcie wędrują za nami, przy okazji oferując kolejne super okazje. Po tym też można wywnioskować, jak wielu turystów bywam w tym miejscu.
Odwiedzamy luksusowy Victoria Falls Hotel z dobrym widokiem na most. Spotykamy się z menedżerem i zgodnie z obietnicą daną Państwu Grabowskim wręczamy przesyłkę. W tym miejscu spotykamy się też z przedstawicielem Bonisair, czyli firmy, z która negocjujemy warunki lotu helikopterem nad wodospadami. Jutro spotkamy się z nim raz jeszcze.
Bez pośpiechu
Czas płynie dość szybko. Żar leje się z nieba. Jest o wiele cieplej niż podczas poprzednich dni. Idziemy na frytki i do supermarketu, gdzie kupujemy trochę alkoholu i picie. Wino, które kupiłem to wynik przegranego zakładu o wynik meczu Polska – Kazachstan. Wygraliśmy 3:0. I taki wynik obstawił Łukasz.
Trochę się snujemy bez celu po okolicy. Pod wieczór wracamy nad wodospady mijając odrestaurowany wycieczkowy pociąg ciągnięty przez lokomotywę parową. Tumany czarnego dymu buchają z komina.
Wodospady Wiktorii w nocy
Zanim wchodzimy na teren Parku Narodowego Victoria Falls jest chwila niepewności, czy chmury przypadkiem nie przesłonią widoku. Ale nie ma na to szans. Niebo jest bezchmurne. Księżyc pojawił się już na niebie. Płacimy po 40 USD za wstęp i razem z kilkudziesięcioma innymi chętnymi idziemy w kierunku znanych już nam punktów widokowych. To istny tłum skośnookich turystów.
Jest! Nocna tęcza! Księżyc podświetla wodospady. Gdyby nie ten tłum byłoby idealnie. Godzina obserwacji nocnej tęczy mija zbyt szybko. Warto było to zobaczyć. Znowu rozmyślam o tym, że czasem znajdujemy się w odpowiednim miejscu i chwili i mamy okazję zobaczyć coś wyjątkowego. Tydzień później takie zjawisko byłoby nie do zaobserwowania.
Wracamy do miasta nieoświetloną drogą. Wstępujemy do Pizza Inn na kolację i idziemy do bungalowu. Przychodzi zmęczenie. Cała doba w podróży, brak snu i dzień pełen emocji nad wodospadami. Widzieliśmy nawet zwierzęta! W pobliżu miasta, w drodze do Lookout Cafe minęliśmy kilka dorosłych słoni podjadających busz. Po ulicach Victoria Falls wędrowały guźce i mangusty. Po drzewach skakały małpy. To tylko w niewielkim stopniu przypomina nam, że całkiem niedawno byliśmy w Mana Pools. Jedynie tłumy turystów, samochody i naganiacze zdecydowanie psują nasze wrażenia.
Nad łóżkami wiszą moskitiery. Rozwijamy je i każdy w swoim łóżku zapada w upragniony sen wsłuchujące się w donośny szum pobliskiego wodospadu.
Kolejne odcinki bloga z podróży do Zimbabwe znajdziecie tu: Blog z podróży do Zimbabwe
Galeria zdjęć z podróży do Zimbabwe i Botswany do obejrzenia tu: