Wypiliśmy piwo w Kamerunie
Już coś słychać. Ktoś się krząta. Łukasz chrapie. Andrzej modli się. To kolejny dzień przedstawienia dla turystów. Robaki, które spędziły z nami noc mają się doskonale. Spocony wygrzebuję się spod siatki. Pigmeje, jak na polecenie siedzą przed swoimi niby domkami. Tak na kacu? Zaraz na pewno wykorzystają chwilę żeby walnąć się spać. Znudzeni perspektywą kolejnego dnia w zainscenizowanej leśnej wiosce snujemy się od drzewa do drzewa. Chwila fotografowania, bo światło jest niezłe. Trochę śniadania. Trochę nudy.
Jak się nie upomnimy to będziemy się snuli od drzewa do drzewa do końca dnia. Mówimy więc Danielowi, że już chcemy iść do lasu z Pigmejami. Może coś naprawdę zobaczymy. Chociaż węża albo małpę. Cokolwiek. Dwóch znudzonych Pigmejów rusza boso do lasu. Po kolei, jakbyśmy poruszali się wzdłuż przygotowanej ścieżki dydaktycznej zatrzymujemy się przy poszczególnych jej punktach. Brakuje tylko tabliczek z opisami i słuchawek.
O roślinach
Ta roślina jest dobra na ból głowy. Następna na potencję. Kolejne na skaleczenia i ból brzucha. Jest też żółta kora drzewa świetna na malarię. Chłopaki budują małą pułapkę na zwierzęta i demonstrują zasadę działania. Trzask i wyimaginowany zwierzak ląduje w powietrzu.
Teraz będzie hit! Polujemy na małpę! Jeden Pigmej idzie w las. Drugi imituje małpie odgłosy. Nagle zamieszanie. Hałas. Krzyk! I po małpie. Zawiedzionym głosem oznajmiają, że małpa uciekła. Co za szkoda. Przedstawienie, jak w przedszkolu.
Pigmeje zbierają grzyby. Strugają dzidę. Jest też prawdziwa atrakcja. Pijemy wodę z liany. To w zasadzie obcięty fragment gałęzi. Tak nasiąknięty wodą, że po przechyleniu wycieka z niego spora ilość wody. Piję łapczywie kilka łyków. To mi się podobało. I to był chyba ostatni punkt leśnej ścieżki dydaktycznej. Zatoczyliśmy kółko.
Czekamy co dalej. Na razie nic. Znów trzeba zadziałać. Skacowane panie nie garną się do zademonstrowania, jak kiedyś Pigmeje budowali domy. Siadają jednak i tną liście. Jedna stoi na zewnątrz i przyczepia kolejne liście. Nudzi im się szybko. Przecież to i tak na pokaz.
Łowienie ryb
Kolejny odcinek atrakcji u Pigmejów to łowienie ryb. Schodzimy więc tam, gdzie byliśmy już wczoraj. Ku naszemu zdziwieniu kobiety wcale nie zamierzają popłynąć dłubankami na ryby. Wchodzą do wody i budują tamę z błota. Gdy blokada gotowa, wielkimi liśćmi usuwają ze zbiornika wodę.
Andrzej w międzyczasie wsiada do dłubanki i płynie z jedną z młodych Pigmejek na wycieczkę. Wszyscy się śmieją, a dziewczyna jest chyba przerażona. Dziewczyny nic nie złapały. Jedna na koniec oznajmia: „No fish today!”. W sumie to tyle samo, ile parę chwil wcześniej zwierząt upolowali faceci. Andrzej wraca na brzeg. Przerażona Pigmejka schodzi z dłubanki głośno się śmiejąc.
To była ostatnia atrakcja w tej niby wiosce Pigmejów. Jeszcze tylko obiad. Spaghetti, którego nadmiar zostaje dla Pigmejów. Oni przecież już dawno nie korzystają z tego, co w lesie, a na pewno nie wyłącznie z tego. Wcinają więc kluchy z sosem.
Wracamy do Somalomo
Bierzemy plecaki i wracamy do Somalomo. Daniel i strażnik obawiają się, że napiszemy coś złego o wizycie w wiosce. Po przepłynięciu dłubanką na drugą stronę rzeki Dja rzeczywiście wypisujemy pamiątkową kartkę. Dziękujemy w niej po prostu za organizację pobytu w rezerwacie, nie wspominając, że była to wizyta w zainscenizowanej wiosce, a my jesteśmy zawiedzeni i zdegustowani. Tak się kończy nasza przygoda z Pigmejami.
Warto by było zobaczyć dla kontrastu współczesną pigmejską wioskę, do której zostali przeniesieni przed dobry rząd i dobre organizacje. Ciekawe, jak im się żyje i jak wiele stracili ze swoich tradycji, zwyczajów i tożsamości.
Wracamy do Somalomo. Dostajemy trzy pokoje do dyspozycji. Jest chwila na odpoczynek, choć nie do końca jest po czym. Tuż po godzinie 16.00 idziemy na pobliską plantację palm. Podobno można tam zobaczyć krzykliwe żako. Rzeczywiście krzyczą, skrzeczą, ale nigdzie ich nie widać. Takie to fotografowanie ptaków w Kamerunie.
Węże na drzewach
Czekamy na Andrzeja, który poszedł nieco głębiej. Okazuje się, że wizyta na takiej plantacji też może być przygodą. Andrzej usłyszał odgłosy dochodzące z jednej z palm. Podszedł bliżej, myśląc że to właśnie żako. I zobaczył grubego węża. Po chwili drugiego. Oba zwisały z palmy. I pomyśleć, że tak spokojnie chodziliśmy pomiędzy palmami, na których wylegiwały się węże. Aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl o spotkaniu z wężem.
Nie ma po co dłużej czekać na żako. Powoli się ściemnia, więc chyba lepiej przejść się do baru na piwo. W Somalomo to wcale nie jest takie proste. W pierwszym jest tylko miejscowa wódka, a może bimber. Jest tez chłopak z gitarą przygrywający na niej niezrozumiałe kameruńskie melodie. Zatrzymuje nas na chwilę, a Andrzej stroi mu gitarę i gra kilka kawałków.
Bar z piwem
Nasz docelowy bar z piwem jest przy rynku. Tam w zasadzie jest wszystko. Sklepy, bar, bazar i dworzec autobusowy. Siadamy na plastikowych krzesełkach przy drewnianym stoliku i zamawiamy po pierwszym piwie. Ja na razie zamawiam colę. Wszystko występuje w wersji na ciepło. W Somalomo przecież nie ma prądu. Zamawiam w końcu piwo. Po chwili drugie i trzecie. Języki rozwiązują się. Dołącza do nas strażnik, który po dwóch piwach koniecznie chce, aby następnym razem to właśnie z nim chodzić po rezerwacie. Jest też para uczniów, która przyszła o poradę w kwestii busoli. To ich praca domowa. Muszą ustalić do czego służy busola. Szukają więc kogoś kto będzie wiedział. Nagle wszyscy są mądrzy, ale to strażnik ostatecznie dyktuje im to, co mają zapisać w zeszytach. Zapisują wszystko na miejscu.
Pojawia się sprzedawca mięsa. Dziś w ofercie świeżutki jeżozwierz. Daniel kupuje martwe zwierzę i razem z dwiema antylopami zabierze je do Jaunde. Oczywiście w plecaku. Tu, w pobliżu dżungli bush meat kosztuje o połowę mniej niż w stolicy. Jeżozwierz kosztuje około 5 euro. Zwierzak ląduje obok mojego krzesła i czeka aż skończymy pić piwo.
Nocny fryzjer
Na środku placu jest fryzjerka. Pod świecącą lampą układa włosy młodej dziewczynie. Jest też ciężarna młoda dziewczyna, którą najpierw namawiamy, aby jadła więcej bananów zamiast pić piwo, ale ostatecznie dostaje od nas piwo. Około 23 – ej na placu robi się zamieszanie. Tak, jakby coś miało się za chwilę zdarzyć. Może zaraz przyjedzie autobus? To jest przecież dworzec. Zamawiamy kolejne piwa. Nad naszymi głowami księżyc prawie w pełni. Dokładnie nad nami. Dookoła księżyca utworzył się świecący pierścień. Widziałem już takie zjawisko w Malawi. To się chyba nazywa halo. Mam małe wątpliwości, czy rzeczywiście widzę to, co widzę, czy może to jednak efekt zbytniego nawodnienia. Nie. To dzieje się naprawdę. I jeżozwierz tez leży obok mnie.
Wypiliśmy piwo w Kamerunie
Mija północ. Zamawiamy kolejne piwa. Nie ma. Jak to nie ma? Wypiliśmy całe piwo w barze w Kamerunie? Trudno w to uwierzyć. Właścicielka pożycza piwo z sąsiedniego baru. Bierzemy dwa na drogę. Pakujemy jeżozwierza do plastikowej torby i na chwilę wstępujemy jeszcze do sklepu. Po co? W sumie nie wiem. Andrzej kupuje i rozdaje dzieciom słodycze. Robi się z tego niezłe przedstawienie. Starsi chłopcy dostali po napoju. Chyba po napoju, bo skupiłem się na fotografowaniu. Ja załapałem się na szare mydło. Młodzież obdzielona prezentami. To czas na powrót do pokojów.
Mięso z małpy
Miasteczko już prawie śpi. Wędrujemy środkiem Somalomo z piwem w ręku i jeżozwierzem w torbie. Czeka na nas kolacja. A może obiad? W garnku małpa – koczkodan nadobny – Le cercopithèque de de Brazza i znana już nam niewielka antylopa. Dziwny zapach. Zjadam ze smakiem. To jest całkiem niezłe. Tylko ten zapach pozostaje na długo w nosie. Na deser do przegryzienia baton de manioc, czyli spleśniały maniok (im bardziej spleśniały i śmierdzący tym lepszy) w liściu, a do tego kawałek ryby z rzeki Dja. Przeżywam to, że zjadłem małpę. Nie spodziewałem się, że przyjdzie mi to z taką łatwością. Tylko ten zapach… Lepiej nie wąchać. Może dobrze, że nie widziałem jej w całości przed przygotowaniem i wrzuceniem do gara. Antylopa nie robi na mnie wrażenia. No może tylko ta owłosiona nóżka.
Jesteśmy pijani. Idziemy spać. Okolica odpocznie od hałasu, który na pewno robimy. Chowam się pod moskitierę i z trudem zasypiam.
Kolejne odcinki relacji z Kamerunu znajdziecie tu: Relacja z Kamerunu na blogu
Galeria zdjęć z Kamerunu do obejrzenia tu: Zdjęcia z Kamerunu
Z czego oni robią to swoje piwo? Z kukurydzy?
To, które wypiliśmy było zwykłym piwem – takim, jakie i u nas jest dostępne. Ale piwo z kukurydzy też jest…