W autobusie do Makokou

Z małpą w podróży

Z małpą w podróży

Budzę się. Ciemno dookoła. Tylko ten dziwny hałas. Koguty rozpoczęły pobudkę. Nie za wcześnie? Jest 2.30. Na szczęście po chwili zasypiam ponownie. Budzi mnie wołanie Christophera. Kierowca już podobno wyjechał z Mekambo. Będzie za godzinę. Akurat. Już znam tą waszą punktualność. Odwracam się na drugi bok i zasypiam. Budzę się o 6.30. Nagle w wiosce ktoś krzyknął, że pickup przyjechał. Rzeczywiście. Zwijamy namiot w pośpiechu. Dziękujemy za gościnę i pakujemy się na pickupa. Tym razem z tyłu. Z małpą w podróży, zakrwawionej rybą pod nogami i ze śmierdzącym octem płynem, wylewającym się z beczki. Do tego chory chłopczyk. Wyjątkowy pośpiech jest dlatego, że wiozą chłopczyka do szpitala na transfuzję krwi. Mówi się, że dzieci z tego regionu Gabonu często cierpią na niedobór krwi. Przelatuje mi przez głowę myśl, co byśmy zrobili, gdyby chory na Ebolę jechał tu razem z nami.

Z małpą w podróży do Makokou
W autobusie do Makokou

Dzieciak na szczęście nie prycha i nie rzyga. Jęczy i płacze. Nie dziwię się. W dłoń ma wsadzony zabrudzony wenflon. Pędzimy na złamanie karku. W podróży z małpą.  Po trzech godzinach jesteśmy w Makokou. Odwozimy dziecko do szpitala i mamy mnóstwo czasu na zorganizowanie dalszego transportu do Booué. To był niezła przejażdżka. Wysiadamy z pickupa cali zakurzeni, z grubą warstwą afrykańskiego pomarańczowego pyłu na sobie. Jest nieźle.

Ławka w Makokou
Ławka w Makokou

Bush meat w Gabonie

Ależ tu wszystko długo trwa. Szukanie ludzi, taksówek, transportu, negocjacje. Żeby nie tracić czasu snujemy się w panującym o tej porze upale po bazarze. Fotografujemy sprzedawców wszystkiego i ich towary. Nie są tym zachwyceni. Wręcz przeciwnie. Mocno protestują. Liczyliśmy na stragany pełne bush meatu, czyli mięsa z lasu. Takie wyobrażenie przywiozłem ze sobą o tym rejonie. A tymczasem na stole rozkłada się tylko jedna, niewielka gazela.

Game meat na targu w Gabonie
Game meat na targu w Gabonie

Czekamy dalej. Jak to w Afryce. Obserwujemy wolno toczące się życie miasta. Dziś jest niedziela. Jakieś kobiety wracają z kościoła. Kolorowo ubrane, wymalowane, wyluzowane. Tańczą i chętnie pozują do zdjęć. Chcą nawet ze mną tańczyć. Przechodzące dzieci pytają, czy mogę im zrobić zdjęcie. Ale nie tu. U nich w domu. Okazuje się, że ich babcia szuka fotografa, który mógłby jej zrobić zdjęcie. Wydaje się nam, że nie mamy na to czasu i praca w Gabonie przechodzi koło nosa. A mogło być ciekawie.

Organizacja transportu do Booué

Na lunch, w przyulicznym barze – grillu zamawiamy kurczaka i bagietkę z pobliskiego sklepu. To czas na znalezienie kogoś z samochodem, kto zawiezie nas do Booué. Negocjacje przeciągają się w nieskończoność. Ustalenie ceny to nie wszystko. Kierowca potocznie przez nas zwany Miśkiem musi jeszcze zatankować samochód. A to w Makokou nie takie proste. Brakuje benzyny. Trzeba ją załatwiać na lewo. Oczywiście wtedy wszyscy chcą dodatkowo zarobić i kosztuje więcej. O ile w ogóle jest. Oczywiście to też argument to podwyższenia ustalonej już ceny za przejazd. Zgadzamy się zapłacić o  5000 CFA więcej.

Dziewczyna z Makokou
Dziewczyna z Makokou

Dalej czekamy. Po kilku kolejnych informacjach, ze samochód jest już w drodze, w końcu rzeczywiście jest. Z obiecanego komfortowego samochodu 4×4 ostatecznie zrobiła się Toyota Corolla 4×4 z ledwo otwierającymi się szybami i dodatkowym pasażerem na gapę. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Nie ma wyjścia. Musimy jechać, jeśli chcemy zdążyć na nocny pociąg z Booué do Lastoursville. Podjeżdżamy po drodze po bagaże. Zmieniamy kierowcę na takiego, który umie jeździć, bo ten co po nas przyjechał sprawiał wrażenie jakby po raz pierwszy prowadził samochód.

W drodze przez Gabon

W drogę! Kolejne 100 km szutrową drogą. Już wkrótce ma się zamienić w równy chiński asfalt. Jest na to szansa. Mijamy mnóstwo pracujących ludzi, utwardzających i przygotowujących jezdnię do asfaltowania. Kontrole drogowe mijamy bez problemów. Zatrzymujemy się na nich tylko na chwile. Nawet paszportów nie sprawdzają. Nasz kierowca jest policjantem i zna się z żandarmami. Pozdrawia ich, a oni puszczają nas dalej. Nic nie płacimy. Inni nie mają tak dobrze. Przełożeni żandarmów każą im ściągać forsę od przejeżdżających kierowców. Każdego dnia muszą zebrać określoną kwotę. Jak nie zbiorą – mają problem. Wymuszają więc haracze za przejazd nawet, gdy wszystko jest w porządku z papierami i samochodem. Najwięcej płacą kierowcy taksówek i samochodów z białymi na pokładzie. Żandarmi wiedzą, że kierowca, który jedzie z białymi dostanie sporo kasy za kurs. Więc czemu miałby się nie podzielić z nimi? Znajdują byle powód i każą płacić.

Pan w czapce z napisem Gabon
Pan w czapce z napisem Gabon

Po 100 kilometrach dojeżdżamy do asfaltowej drogi. Odpoczywamy nieco od pyłu. Przejazd prawie 200 kilometrów w kurzu załatwiło nam pomarańczowe barwy na dłużej. Przerwa w szutrowej drodze to zaledwie 50 km. I wracamy na pomarańczowa gabońską drogę. Kierowca jedzie coraz szybciej. A jeszcze szybciej, gdy widzi na horyzoncie inny samochód. Wtedy zaczyna się wyścig i rywalizacja kto kogo bardziej zakurzy. Żaden nie chce zwolnić. Tak wygląda gaboński styl jazdy. Aby nie dać się wyprzedzić i jak najbardziej zakurzyć rywala. Mści się to na przedmieściach Booué. Łapiemy gumę. Dobrze, że jest dużo czasu do odjazdu pociągu. Wymiana przebitej opony nie trwa długo. Mamy jeszcze czas na szybkie spojrzenie na rzekę. Chcemy zobaczyć most kolejowy. Ale nic z tego. Nie znajdujemy go.

Zdjęcia i relacja z podróży do Gabonu

Zdjęcia z podróży do Gabonu

Pozostałe odcinki relacji z podróży do Gabonu na blogu

Informacje praktyczne i wskazówki przed podróżą do Gabonu

Gabon – informacje praktyczne

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.