Widok ze schroniska w Parku Narodowym Chimanimani

Chimanimani National Park

Chimanimani National Park

Teoretycznie powinniśmy wyruszyć z Heaven Lodge do Chimanimani National Park o godzinie 6.50. Piszę teoretycznie, bo na tą godzinę zamówiliśmy taksówkę. Zobaczymy, czy przyjedzie. Jest! Ku naszemu zdziwieniu jest. Wprawdzie to nie ten gruchot, którego zamawialiśmy, ale ważne że jest. Tamten podobno się zepsuł i w zastępstwie przysłał Davisa Simbanashe Muvipu (wyczytaliśmy z ręcznie wypisanej wizytówki) z innym gruchotem – taksówką. Wsiadamy, choć jeszcze nie wiemy, że aby zamknąć i otworzyć drzwi, ktoś musi to zrobić z zewnątrz. Tak więc Simbanashe zamyka i otwiera nasze drzwi.

Jedziemy do siedziby tutejszego Chimanimani National Park po przewodnika. Nie ma go. A zatem jest tak, jak często w Afryce. Czekamy. Kupujemy od krążącego w pobliżu sprzedawcy małych pączków kilka sztuk słodkich kulek. Na śniadanie. Wyciągamy je z dużego wiadra. Nie są chyba najświeższe. Mimo to zaspokajają głód.

Chimanimani National Park
Chimanimani National Park

Przewodnik

Jest i nasza zguba. Przyjeżdża z innymi pracownikami Parku. To starszy pan. Nosi mundur służb parkowych, a w ręku trzyma karabin. Lekko kuśtyka na jedną nogę. Nie mówi zbyt dobrze po angielsku. Nie mamy na to chyba większego wpływu. Bierzemy go.

Oczywiście to jest najlepszy moment na zakupy przed wędrówką. Po co o tym myśleć wcześniej. Czekamy więc dalej, aż przewodnik kupi dla siebie chleb i słodki napój.

Nasz rozpadający się samochód w końcu rusza. Oczywiście nie mamy paliwa. Zatrzymujemy się kilkaset metrów dalej na skrzyżowaniu, aby zatankować kilka litrów kradzionego z ciężarówek paliwa. Ktoś przelewa paliwo z plastikowej butelki i w końcu możemy ruszyć.

Droga pogarsza się z każdym kilometrem. Kończy się asfalt. Kończy się równy szuter i pomarańczowa laterytowa droga. Zaczyna się wspinaczka niezbyt uczęszczaną polną i dziurawą drogą do tak zwanego Base Campu. Możemy odetchnąć z ulgą, że nic po drodze nie odpadło z samochodu. Kierowca dostaje umówione 15 USD. Umawiamy się, że zadzwonimy po niego, gdy zejdziemy z góry.

Początek trekkingu na Mount Binga
Początek trekkingu na Mount Binga

W góry!

W góry! Po pokazaniu strażnikom opłaconego pozwolenia na wejście możemy ruszać. Naszego nie mówiącego po angielsku przewodnika nazywamy Stefan i rozpoczynamy dwudniową wędrówkę na najwyższą górę Mozambiku. Ostro pod górę. Po kamiennych schodach. Przez las. Słońce mocno grzeje. Powietrze nie jest przejrzyste ze względu na wypalane w okolicy trawy. Pot cieknie z nas ciurkiem. Woda szybko znika z plastikowych butelek. Podobno w tych górach można pić wodę ze strumieni, co zamierzamy oczywiście robić.

Jeden ze strażników parkowych, który dziś nam towarzyszy mówi znacznie lepiej po angielsku niż nas przewodnik. Opowiada o swojej pracy. Dziś na przykład wędruje na Skeleton Pass, gdzie spędzi najbliższych kilka dni. Opowiada o górach, o licznych wężach, na które trzeba uważać. Pokazuje stare naczynie ukryte gdzieś pomiędzy skałami. W końcu sugeruje nawet, że bez żadnego problemu moglibyśmy na nocleg wybrać jedną z wielkich jaskiń. Niektóre mogą pomieścić nawet 50 osób. My jednak wybraliśmy górską chatę, bo nie zabraliśmy ze sobą ciepłych śpiworów. A może to tylko wymówka, bo jesteśmy zbyt wygodni? Chłopak towarzyszy nam aż do chaty. Żałujemy, że to nie on jest naszym przewodnikiem.

Strażnik w Chimanimani National Park
Strażnik w Parku Narodowym Chimanimani

Wąż w górach

Nagle na ścieżce pojawia się mały czarny wąż. Strażnik ostrzega nas, że to idealna pora roku i wężów będzie więcej. Jest ciepło i sucho. Węże wylegują się z lubością na skałach, ścieżkach i w suchych trawach. Ten też wygrzewał się na słońcu. Omijamy go z daleko, chociaż sam ucieka szybko przed nami w gęstsze trawy. Musimy jednak wciąż uważać, bo węże podobno trzymają się w parach.

Po niemal trzech godzinach podejścia i krótkiego zejścia na koniec docieramy do kamiennej górskiej chaty. W środku znajdujemy salę ze stołami, ławami, skrzyniami i kominkiem. Oprócz głównej sali są dwie mniejsze, gdzie stoi po kilka łóżek. Warunki całkiem niezłe.

Widok ze schroniska w Parku Narodowym Chimanimani
Widok ze schroniska w Parku Narodowym Chimanimani

W schronisku

Na zewnątrz słońce wciąż mocno grzeje, choć to wysokość około 1700 m n.p.m. i późne popołudnie. Wyciągamy materace przed chatę i jak koty wylegujemy się na słońcu. Mija kilka godzin. Słońce kryje się za wzgórzem. Od razu robi się chłodno.

Z daleka dostrzegamy szalejące płomienie wypalanych traw. Wraz z nadejściem ciemności odnosimy wrażenie, że ogień zbliża się w szybkim tempie. Zastanawiamy się, czy nie będziemy musieli ewakuować się w pośpiechu. Na wszelki wypadek przygotowujemy się na taką ewentualność.

Wypalanie traw

Jest już ciemno. Na niebie widać Drogę Mleczną. Wyciągamy aparaty i rozpoczynamy z Łukaszem nocną sesję fotograficzną. Zdjęcia wychodzą pomarańczowe. Łuna bijąca od palących się traw urozmaica krajobraz. Ogień buszuje całkiem niedaleko. Już go nawet słyszymy. Wygląda jakby zmierzał dokładnie w naszym kierunku.

Wypalanie traw w Chimanimani National Park
Wypalanie traw w Parku Narodowym Chimanimani

Około 21.00 kładziemy się na materacach w sali z kominkiem. Jest ciepło. Towarzyszący nam Niemcy gotują kolację. My jesteśmy już po jedzeniu. Nad dolinę nadciągnęła mgła. Skrapla się na dachu schroniska. Wszystkie drzewa są już mokre. Ciekawe, czy spadnie deszcz. Zresztą deszcz był na dzisiejszy dzień zapowiadany. Może po prostu spóźnia się.

Nagle odpływamy. Oczekujemy godziny 3.00. O tej porze chcemy wstać i ruszyć na szczyt. Jesteśmy ciekawi, czy nasz Stefan zrozumiał, gdy mówiliśmy, o której godzinie chcemy zacząć wędrówkę Mount Binga. Najwyżej wejdziemy do jego pomieszczenia i po prostu go obudzimy.

Kolejne odcinki bloga z podróży do Zimbabwe znajdziecie tu: Blog z podróży do Zimbabwe

Galeria zdjęć z podróży do Zimbabwe i Botswany do obejrzenia tu:

Zdjęcia z podróży do Zimbabwe

Zdjęcia z Botswany

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.