Fotografowanie przyrody w Polsce
W moim przypadku fotografowanie przyrody w Polsce zaczęło się od podróżowania po Afryce. Brzmi zaskakująco, ale taka jest chyba prawda. Tak sobie tłumaczę moją pasję. Gdybym nie podróżował do Afryki, nie fotografowałbym zwierząt i nie zachwycałbym się przyrodą. A zatem to wszystko przez słonie, zebry, krokodyle, goryle, szympansy i mandryle. Gdyby nie one nie jeździłbym po Polsce w poszukiwaniu zwierząt. Nie przemierzałbym kilka razy w miesiącu po kilkaset kilometrów po to żeby zobaczyć to, co mamy pięknego w naszym kraju. A mamy niezwykłe miejsca. Często jednak ich nie doceniamy.
W Polsce są piękne lasy, góry, łąki, pola, rzeki, jeziora i bagna. Nasz kraj jest zielony. Nie! Nasz kraj jest kolorowy i niezwykle różnorodny. Łąki są usiane mleczami, makami i chabrami. Pola żółkną od słoneczników i rzepaku. Kilometrami ciągną się złote pola zboża i kukurydzy. O odpowiedniej godzinie (tzw. złotej) wszystko zachwyca. A zwierzęta? Ptaki? Myślę, że mieszkańcy Afryki mogą nam ich pozazdrościć. Niektórych po prostu nie znają. Niedźwiedzie, łosie, jenoty, lisy, zające, borsuki, żubry, sarny, wilki, jelenie. Mało? Bociany, żurawie, dudki, żołny, zimorodki, rybołowy, orły, orliki, kraski, sikorki. Mamy czym się pochwalić. I chwalimy się tym! Przynajmniej ja się chwalę. Gdy podróżuję po Afryce mam ze sobą własnoręcznie przygotowane zdjęcia z Polski. Gdy je pokazuję większość moich rozmówców jest zdziwiona i zachwycona.
Pierwsze wyjazdy fotograficzne
Kilka lat temu nie wiedziałem, jak i gdzie fotografować. Patrzyłem na zdjęcia zwierząt w internecie i pytałem się sam siebie: „Jak oni to zrobili?” Postanowiłem jednak, że spróbuję poświęcić więcej czasu na fotografowanie przyrody w Polsce i poszukam miejsc, gdzie mógłbym rozwinąć moje zainteresowania.
Zacząłem zimą w Biebrzańskim Parku Narodowym. Byłem tam również wiosną i latem. Zakochałem się w Podlasiu. Później odwiedziłem Białowieski Park Narodowy i rozlewiska Narwi. Zobaczyłem pierwsze ptaki i zwierzęta, których nigdy wcześniej nie widziałem. Obserwowałem borsuki, dzięcioły, sóweczki, dudki i żołny. Nie da się nie zakochać w tych zwierzętach. Całe lato czekałem na wolne dni, aby wyrwać się choć na chwilę i odkrywać nowe miejsca. Byłem na Mazurach, w Bieszczadach, Tatrach, Wielkopolskim Parku Narodowym, na Suwalszczyźnie i w Wigierskim Parku Narodowym. Po każdym wyjeździe gigabajty nowych zdjęć zapełniały moje dyski.
Pomiędzy podróżami do Afryki i organizowanymi spotkaniami podróżniczymi zwiedzałem Polskę i siedziałem w tak zwanych krzakach. Czekałem. A ja jestem cierpliwy. To jest niezwykle ważne przy takim hobby. Spędzałem długie godziny jeżdżąc po obrzeżach Biebrzańskiego Parku Narodowego. Leżałem po kilka godzin przykryty siatką maskującą nad Narwią w oczekiwaniu na zimorodki. Siedziałem na niewygodnym krzesełku, oczywiście pod siatką i robiłem zdjęcia dudków, dzięciołów, pliszek i wielu innych ptaków. Trzeba było do tego potężnych pokładów cierpliwości.
W końcu pojawiły się efekty. Zacząłem robić coraz lepsze zdjęcia. Fotografowałem coraz więcej gatunków. Kontynuowałem podróże nad Biebrzę, na Mazury, Podlasie, w Bory Tucholskie, na Warmię i w Karkonosze.
Fotografowanie przyrody w Polsce z czatowni
Przyszedł wreszcie czas na fotografowanie przyrody w Polsce z prawdziwych czatowni. Zacząłem na Mazurach. O czwartej rano w towarzystwie kilku osób ukryłem się w czatowni nad niewielkim jeziorem położonym w Puszczy Piskiej i czekałem. Była szansa, że za parę chwil zobaczymy polującego rybołowa. To ewenement. W Polsce jest niewiele gniazdujących par. Na Mazurach pojawił się rybołów, który codziennie (no, prawie) wcześnie rano rzucał się na wrzuconą do wody rybę. Jak na zawołanie. Na naszych oczach. Przed obiektywami. Gdy ptak w końcu nadleciał słychać było tylko serię wykonywanych zdjęć. Rybołów wbił szpony w dorodną płoć i odleciał zostawiając za sobą kilka kropel wody. Piękna, poranna mgła dodała uroku temu widokowi. Zachwytom nie było końca.
Następnego dnia wciąż byłem na Mazurach. Tym razem usiadłem w czatowni, która została w połowie wykopana w ziemi. Miejsca nie było zbyt dużo. Zszedłem nieco pod ziemię i usiadłem w małej drewnianej budce. Na wysokości wzroku znajdowała się pięknie oświetlona łąka, a na niej równo ścięta trwa. Po kilku chwilach w odległości kilkunastu metrów wylądował orlik krzykliwy. Przegonił walczące ze sobą sójki i mewy. Odwrócił głowę i popatrzył mi prosto w oczy. Emocje sięgnęły nieba, a matryca aparatu uwieczniła wzrok orlika wpatrzonego w obiektyw.
Jak fotografowałem borsuka w Polsce
Podczas pobytu na Mazurach nie udało mi się sfotografować borsuka. Pomimo próby i długiego oczekiwania w ukryciu w zaroślach w pobliżu borsuczej nory niestety nie zobaczyłem go. Po trzech tygodniach wróciłem na Mazury żeby spróbować jeszcze raz. Tym razem utrapieniem podczas fotografowania były chmary komarów. Nie dawały chwili wytchnienia. Myślałem, że uda się nie korzystać z żadnego repelentu odstraszającego komary, ale nie było szans. W ciągu kilku sekund na nodze siadało kilka owadów. Użyłem więc Muggi sprawdzonej podczas kilkunastu podróży po Afryce i miałem spokój na długo. Miałem nadzieję, że jej zapach nie odstraszy borsuka.
Jest! Wyszedł z nory przed zmrokiem. Podrapał się i rozejrzał dookoła. Chyba mnie nie wyczuł. Na szczęście usiadłem pod wiatr. Zrobiłem kilkanaście zdjęć zanim zwierzę ruszyło w poszukiwaniu świeżego posiłku. Jedno ze zdjęć po pewnym czasie dotarło do finału konkursu fotograficznego organizowanego przez Związek Polskich Fotografów Przyrody. A więc moje zdjęcia polskiej przyrody zaczęły być zauważalne. To mnie bardzo cieszyło i zachęcało do dalszych obserwacji.
Fotografowanie przyrody w Polsce – czatownia na Warmii
Zacząłem myśleć o kolejnych obserwacjach. Zastanawiałem się nad możliwością fotografowania jenotów w Polsce. Wybrałem się więc na Warmię. Na skraju łąki ukrytej w lesie znajdowała się wkopana w ziemię drewniana konstrukcja, przykryta folią i sianem. W środku było dość ciemno. Światło wpadało tylko przez dwie szpary, przez które można było wystawić obiektyw aparatu. Zapach, który unosił się w pobliżu nie był zbyt przyjemny. Cuchnęło padliną. Właściciel czatowni wabił jenoty mięsem martwych indyków przymocowanym do trawy długimi szpikulcami.
Cierpliwie wpatrywałem się w opustoszałą łąkę. Obserwowałem miejsce, gdzie znajdowała się padlina. Minęły trzy godziny, podczas których nie wydarzyło się nic ciekawego. W końcu przysnąłem. Nagle pojawił się jakiś regularny dźwięk. Miałem wrażenie, że gdzieś powolutku sypie się ziemia. A może to mysz próbowała dostać się do czatowni? Spojrzałem w stronę wejścia i przestraszyłem się. Z foliowej ściany czatowni setkami do środka wsypywały się małe białe robaki. Były ich setki. Może nawet tysiące. Spadały ze ścian i sufitu. Podszedłem bliżej. Byłem przerażony. To była istna inwazja. To one tak cuchnęły. Wchodziły na szmatę zakrywającą wejście. Na ściany. Na sufit. Przysunąłem plecak do siebie i zacząłem zrzucać ze ścian i sufitu robaki, które były zbyt blisko.
Jenoty na Warmii
Nagle przez otwór w czatownik zauważyłem skradającego się jenota. Zapomniałem o robakach. Teraz istniał tylko jenot. Wyglądał jak mały misio. Aż chciałoby się go przytulić. Ten słodki misio odrywał ostrymi zębami kawałki padliny, odchodził na niewielkie wzniesie i znikał w lesie. Po paru chwilach wracał po kolejne kąski.
Przypomniałem sobie o robakach. Inwazja trwała. Były wszędzie. Zrzucałem je z sufitu dziesiątkami. Nie było przyjemnie. Tymczasem na łące wylądował młody orlik. Zaraz po nim drugi. Rozejrzały się dookoła i odleciały. Zastanawiałem się, jak pozbyć się robaków. Na szczęście zauważyłem, że nowych intruzów jest jakby mniej. To pozwoliło na ponowne zachwycenie się odwiedzającymi łąkę jenotami. Ten pobyt w czatowni na długo utkwił w mojej pamięci.
Ostrzeżenie przed kleszczami
Moje drugie spotkanie z jenotami było znacznie przyjemniejsze. Około godziny ósmej rano schowałem się w przestronnej czatowni zbudowanej w Puszczy Piskiej. Już po paru minutach na niewielką łąkę znajdującą się przed ukryciem weszło siedem młodych jenotów prowadzonych przez dwoje rodziców. Biegały zaciekawione światem i wszystkim co znajdowało się w pobliżu. Zaglądały do pni. Wspinały się na zwalone drzewa. Świeża leśna zieleń dodawała uroku tej scenie.
W międzyczasie rozejrzałem się po czatowni. Zauważyłem wiszący na ścianie plakat przygotowany przez Lasy Państwowe. Ostrzegał o niebezpieczeństwie związanym z boreliozą, wirusowym zapaleniem mózgu i innymi chorobami roznoszonymi przez kleszcze, których w województwie warmińsko – mazurskim było zdecydowanie więcej niż w innych rejonach Polski. I wtedy przypomniałem sobie, że ja, taki przezorny i zapobiegliwy, idąc do lasu nie posmarowałem się żadnym środkiem odstraszającym. Co za głupota! Zakląłem pod nosem. Na wszelki wypadek posmarowałem Muggą odkryte miejsca i liczyłem na to, że żaden kleszcz nie ukrył się wcześniej w jakimś zakamarku mojego ciała. Niestety o takich sprawach podczas wchodzenia do lasów i na łąki z aparatem też trzeba pamiętać.
A co na komary?
Oprócz rady dotyczącej kleszczy, mam dla Ciebie jeszcze jedną. Jeśli często bywasz latem w lesie, na łące, nad jeziorem albo na wsi pewnie często zdarza Ci się narzekać na męczące komary. O ile na świeżym powietrzu zawsze możesz użyć repelentu, dzięki któremu komary nie będą już takie chętne do kąsania, to w pomieszczeniu, wieczorem albo nocą trudno wciąż używać repelentów na całe ciało. A gdy na zewnątrz wciąż jest ciepło, z przyjemnością otworzyłbyś okno, drzwi na taras albo balkonowe. No ale to byłoby zaproszeniem dla chmary komarów. Jak sobie z tym poradzić?
Niedawno znalazłem rozwiązanie, dzięki któremu ilość wlatujących do pomieszczenia komarów znaczącą się zmniejsza. To małe urządzenie zwane Mugga Elektro, które wkłada się do gniazdka, a preparat ze zbiorniczka działa odstraszająco na komary i inne owady. Płyn do napełniania zapewnia ochronę w pomieszczeniu do 8 godzin co noc w pomieszczeniach o objętości do 30 metrów sześciennych. Jeśli masz większe pomieszczenie, trzeba wtedy użyć odpowiednio więcej parującego produktu. Przy zastosowaniu 8-godzinnego trybu działania (8 godzin na noc) produkt możesz stosować nawet przez 45 nocy.
Mugga Elektro naprawdę dobrze chroni przed komarami próbującymi dostać się do pomieszczenia z zewnątrz, a Ty podczas ciepłego letniego wieczoru możesz się zrelaksować przy otwartym oknie nawet, jeśli nie masz zamontowanej moskitiery okiennej.
O polskiej przyrodzie
Mamy w Polsce przepiękną przyrodę i niezwykłe zwierzęta. Jeszcze kilka lat temu (wstyd się przyznać) nie potrafiłem rozpoznawać ptaków. Nie wiedziałem, jak wygląda skowronek, słowik, trznadel, wilga, rybołów, błotniak, jastrząb, czy pliszka. Nigdy nie widziałem też żołny, dudka, zimorodka, puszczyka, ani sóweczki. Nie mówiąc już o borsuku, jenocie, lisie, wilku, czy bobrze. W moim fotograficznym portfolio znajduje się już całkiem liczna kolekcja zdjęć polskiej przyrody.
Wiedziałem, że moja przygoda właśnie się rozpoczęła, a na liście zwierząt, które chciałbym zobaczyć było zdecydowanie więcej pozycji. Marzę o spotkaniu z kraskami, puchaczem, bobrami i wieloma innymi zwierzętami. Jestem jednak pewien, że kiedyś uda mi się je zobaczyć. Powinniśmy być dumni z naszej polskiej przyrody i wychwalać ją na każdym kroku. Ale przede wszystkim o nią dbać.
Niniejszy wpis jest sponsorowany i promuje markę Mugga, stworzoną przez belgijską firme Jaico, oferującą linię preparatów odstraszających owady.