Słoń w rezerwacie Mahango

Mahango Game Reserve

Mahango Game Reserve

Jak było w nocy? Zimno. Wstaję o 6. Jeszcze przed wschodem słońca. Camping jest podobno świetnym miejscem do obserwacji ptaków. To tylko wstęp przed dzisiejszą wizytą w Mahango Game Reserve. Montuję mój super duży obiektyw, statyw i ruszam. Nic nie widzę. Tylko słyszę. Podchodzę do płotu. Stąd widać angolański brzeg rzeki. Słońce właśnie wstaje. Nad rzeką unoszą się mgły. Tworzą fantastyczne kształty. Powstają małe trąby powietrzne. Ptaków nie widać. Wracam na wzniesienie. Właściciel campingu już wstał. Krząta się po terenie. Karmi głośne indyki i perliczki. Chwilę rozmawiamy i wracam na stanowisko. Tym razem coś jest. To czarno – biały rybaczek srokaty. Po godzinie nudzi mi się wyczekiwanie.

Poranne mgły
Poranne mgły

Poranny spacer wzdłuż rzeki

W drodze do samochodu właściciel proponuje mi spacer wzdłuż rzeki. Po ścieżce, która chwilami znika pod wodą. Obiecuje, że krokodyli tam nie ma. Rozmawiamy o wielu sprawach. O polityce, o Namibii, o bezpieczeństwie w RPA i o Rosji. Ale rozmowa po angielsku na trudniejsze tematy ciężko mi wychodzi. Facet ma ponad 50 krów, które trzyma gdzieś na łąkach w okolicy Grootfontein. Camping dzierżawi od 5 lat. Zostało jeszcze 20. Na tyle lat ma umowę. I choć camping jest w całkiem niezłym standardzie zysków podobno jeszcze nie przynosi. Wymaga inwestycji. Ciekawi mnie, czy siedzenie okrągły rok i doglądanie campingu może się znudzić.

Wracam na camping. Karol wstał w międzyczasie. Spokojnie zjadamy śniadanie i pakujemy bagaże. Idzie nam coraz sprawniej. Dostajemy ręcznie narysowaną mapę z informacjami o niespodziankach po drodze.

Okazuje się, że przed nami aż 300 km jazdy. Na początek droga do Divundu. Asfalt. Równy. To ciąg dalszy tego cienkiego fragmentu Namibii. Gdy docieramy do Divundu kierujemy się do supermarketu w poszukiwaniu niejakiego Toze. Podobno z chęcią zamieni nasze namibijskie dolary na południowoafrykańskie randy. Będziemy mogli nimi płacić w Botswanie. Ale Toze nie ma. Okazuje się jednak, że facet na stacji benzynowej z chęcią wymienia nam pieniądze. Wymieniamy 1200 dolarów. Przy okazji tankujemy i ruszamy w kierunku Botswany.

Słoń w rezerwacie Mahango
Słoń w rezerwacie Mahango

Safari w Mahango Game Reserve

Zanim jednak dotrzemy do Botswany odwiedzamy rezerwat Mahango. Zbaczamy z głównej drogi, aby przejechać kilkunastokilometrową pętlę w rezerwacie. Nie jesteśmy zawiedzeni. Wręcz przeciwnie. Zwierząt jest mnóstwo. Antylopy, guźce, ogromne stado bawołów, ptaki. Jest i słoń przedzierający się przez zarośla z papirusów.

Punktualnie o godzinie 16 meldujemy się na granicy. Kontrola przebiega sprawnie. W zasadzie jej nie ma, choć wszyscy nas straszyli, że jest bardzo skrupulatna. Musimy zapłacić za korzystanie z botswańskich dróg. Trochę nas dziwi, że przelicznik randów na botswańskie Pule jest inny niż 1:1.

A zatem wjeżdżam do kolejnego państwa. Botswana jest piętnastym afrykańskim krajem na mojej drodze. Jak zawsze na początku z niecierpliwością i niepewnością zaczynam jazdę. Nie wiemy jakie są drogi. Ale chyba gorsze niż w Namibii. Na pewno gorsze. Dziura na dziurze. Zaczyna zmierzchać. Trzeba uważać na koła żeby kapcia na dziurach nie złapać.

Mahango Game Reserve - Toko czerwonolicy z Namibii
Toko czerwonolicy z Namibii

Pierwszy nocleg w Botswanie

Nasz docelowy punkt jest jednak dobrze oznaczony. Z asfaltu skręcamy w piachy i dojeżdżamy do Drotsky’s Cabins. To ogromny teren i chyba fajne miejsce. Z głównej recepcji całego kompleksu kierują nas na recepcję campingu, a stąd na jedno z kilkunastu miejsc pod namioty. Szybko rozstawiamy namiot pod wielkim rozłożystym drzewem i idziemy na kolację. W zasadzie idziemy tylko do recepcji, bo stąd dalej płyniemy łódką. Jest już ciemno i chłodno. Płyniemy tak szybko, że komary i inne robaki wpadają do oczu.

Znów nie ma zbyt wielu osób. Znowu jesteśmy przed sezonem? Razem z nami na kolacji są trzy osoby. A kolacja jest na wypasie. Najadamy się do bólu. Przepyszne gotowane słodkie ziemniaki z baraniną i kalafiorem w serze. Jest tez zupa. Krem z bliżej nierozpoznanych warzyw. I deser. Budyń z owocami i galaretką. To było święto. I gdy już nasycamy się bezpłatnym WIFI możemy wracać. Znów łodzią. I na piechotę, oświetloną ścieżką do namiotu pod drzewo.

Relacja i zdjęcia z podróży do Namibii i Botswany

Zdjęcia z podróży do Namibii

Zdjęcia z podróży do Botswany

Pozostałe odcinki relacji z podróży do Namibii i Botswany na blogu

Wskazówki i informacje praktyczne przed podróżą do Namibii i Botswany

Informacje praktyczne przed podróżą do Namibii

Informacje praktyczne przed podróżą do Botswany

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.