Wulkan Erta Ale i gwiazdy

Wulkan Erta Ale

Wulkan Erta Ale

Dzisiejszy, trzeci dzień to głównie droga. Jazda, jazda i jeszcze raz jazda. Cel: wulkan Erta Ale. Najpierw długi odcinek asfaltem. Krótka przerwa na colę gdzieś przy drodze. Miasteczko okazuje się mało przyjazne. Zatrzymujemy się tu podobno żeby dostać odpowiednie pozwolenie na pobyt w regionie Afar. Spacerujemy po miasteczku. Nikt nie zgadza się na zdjęcia. Gdy wyciągam aparat wszyscy reagują lekką agresją. Czasem podnoszą kamienie w geście, jakby mieli we mnie nimi rzucać. Nie jest przyjemnie. Przechodzimy przez handlową uliczkę, pełną sklepów ze wszystkim i niczym. W jednym z nich kupujemy w końcu dziwne niebieskie mydło, które farbuje ręce na niebiesko podczas mycia. Pytam sprzedawcę, czy mogę zrobić zdjęcie. Oczywiście odmawia.

Kraina Afarów

Dotarliśmy chyba w końcu do krainy Afarów, którzy są niezbyt przychylni turystom. Ich charakterystyczny wygląd tu szczególnie rzuca się w oczy. Spódnice już znamy. Kolorowe sandały też – to akurat nosi prawie połowa Etiopczyków – raczej tych uboższych. Ale tu dodatkowo ludzie noszą bujne czupryny niczym afro, w których często trzymają patyki. One służą do czyszczenia zębów, więc czasem obserwujemy tę czynność. I co najbardziej niezwykłe, to ich zęby. Dwie górne jedynki przypiłowane są często tak, że wyglądają jak kły. Dlaczego? Nie wiem. Mam nadzieję to ustalić po powrocie. Wraz z dziwnym uśmieszkiem robi to osobliwe wrażenie. Z twarzy jednak wciąż patrzy na nas jakaś taka niechęć, wrogość i agresja. Od każdego. Nie chcę demonizować, ale nie czuję się tu dobrze. Jest trochę nieprzyjemnie.

Kotlina Danakilska - Afar
Kotlina Danakilska – Afar

Facet w sklepie próbuje mi powiedzieć, że zdjęcie mogę zrobić chłopakowi, który stoi obok i przypatruje się nam. Robię. W rezultacie chłopak towarzyszy mi do samego końca pobytu w miasteczku. Chce pieniędzy. Poszturchuje mnie. Ciągnie delikatnie za aparat. Wciąż powtarza te same słowa. Zapewne coś o pieniądzach. Ich język jest nieprzyjemny. Afarski pełen jest wykrzykników. Rozmawiając ze sobą, mam wrażenie, że się ciągle kłócą.

Chłopak ze zdjęcia

Chłopak nie chce odejść. Ciągle na mnie pokrzykuje. Chowam się wśród białych turystów żeby poczuć się bezpiecznie w grupie. Tu już nie jest tak odważny. Ja też nie jestem. To złe miejsce. Albo źle zacząłem tu pobyt. Cieszę się, że odjeżdżamy. Szkoda, że nie mam wystarczająco dobrego zdjęcia. Ale do tego potrzeba więcej czasu i kontaktu z ludźmi. Nie tym razem. Może gdzieś będzie szansa. Musimy jednak na siebie tu uważać.

Kotlina Danakilska - Broń
Kotlina Danakilska – Broń

Zjeżdżamy z gór. Pojawia się zastygnięta lawa. Surowy krajobraz. W oddali widać wulkany. Erta Ale jeszcze kryje się za bliższymi wzniesieniami. Świetna asfaltowa droga prowadzi w kierunku Dżibuti. My skręcamy w lewo. I zaczyna się niezła jazda. Szutrowa, o ile tak ją można nazwać, droga wije się pośród lawy i wulkanicznego niezwykle drobnego pyłu. Pędzimy z dość dużą prędkością wzburzając tumany kurzu. Oblepia wszystko. Gdy się zatrzymujemy jest wszędzie. Nic nie widać. Pędzimy na złamanie karku. Jak na wyścigach. Każdy z siedmiu samochodów, jakby inną drogą.

Lunch na pustyni

Na równej, polnej zapylonej drodze nasza prędkość dochodzi do 80 km/h. Dojeżdżamy do kolejnych zabudowań pośrodku niczego. Tu zjemy lunch. Kolejna afarska wioska. Żołnierze, afarska policja i mieszkańcy z karabinami. Po pobycie w poprzednim miejscu jestem bardziej ostrożny. Po lunchu siadam z aparatem pod betonową konstrukcją i robię zdjęcia ludziom z karabinami. W spódnicach i z manierkami w dłoniach. Na spódnicach widać przymocowane pasy i noże. Tu nic się wyjątkowego nie dzieje.

Jedziemy dalej. To chyba ostatni punkt z jakimkolwiek zasięgiem sieci komórkowej. Ktoś stoi na dachu z wyciągnięta ku niebu dłonią. Trzyma w ręku telefon komórkowy i szuka zasięgu. Wracamy do pyłu i wyścigów. Aż docieramy do lawy. Tu zaczyna się powolna i najbardziej męcząca część przejazdu. Po lawie nie jedzie się wygodnie. To jasne. Kluczymy, zjeżdżamy, podjeżdżamy. Dziwię się, że jeszcze nie przedziurawiliśmy opony.

Wulkan Erta Ale w oddali

W oddali wyłania się wulkan Erta Ale. Daleko od nas. Jakbyśmy w ogóle się nie przybliżali. Przejeżdżamy obok posterunku wojskowego, którego początek oznacza kukła w wojskowym stroju. To wioska, do której jechaliśmy. Nazywa się Dodom. Domy są z kamieni i lawy. Z dachami i bez. Znów wojsko, policja i mieszkańcy z karabinami. Krzyki, nawoływania, harmider. Co to za miejsce? To stąd ruszymy na wulkan. Mamy dwie godziny przerwy. Wykorzystujemy je na przepakowanie, kolację i zdjęcia. W wiosce są wielbłądy, które mają zanieść materace dla turystów pod wulkaniczny krater. Jest też kilka, które można wynająć i wjechać na nich pod krater.

Na niebie zbierają się chmury. Dostajemy wodę i sok z mango, który ma być teoretycznie na jutrzejszy poranek. Wypijam od razu. Wbrew zaleceniom zabieram tylko jedną butelkę wody. Plecak pełen jest sprzętu. Statyw, obiektywy, pilot. Mam też polar, poszwę do spania, trochę słodyczy i cytrynówkę. Mam zamiar świętować wejście na górę.

Wulkan Erta Ale
Erta Ale

Trekking na wulkan

Ruszamy chwilę po zachodzie słońca. Ponad 30 osób w grupie, wielbłąd, kilku wojskowych, policjanci i afarscy strażnicy z bronią. Szybko zapada zmrok. Początkowo idziemy w kopnym wulkanicznym pyle. Później już tylko lawa. Odpoczywamy kilka razy na skałach. W tym czasie ja z Thomasem z Niemiec robimy zdjęcia poświaty bijącej znad jeziora lawy. Widać ją na zdjęciach doskonale. Za każdym razem bliżej. Spada kilka kropel deszczu. Przez chwilę zastanawiałem się, czy w tym jednym z najgorętszych miejsc na ziemi nie spotka nas ulewa. To byłoby spektakularne zdarzenie. Ale deszcz szybko przestaje padać. Wraca bezchmurne niebo.

Droga trochę się nuży. Jest bardzo parno. Jestem cały mokry. Tempo marszu jest dość szybkie. Po trzech godzinach z przerwami docieramy do kolejnej afarskiej wioski. Tuż pod kraterem. Jest całkowicie ciemno. I tylko kilkaset metrów dalej, w kraterze wulkanu Erta Ale bulgocze lawa. Nie czekamy długo. Schodzimy do krateru. Podchodzimy lekko pod górę i naszym oczom ukazuje się coś wyjątkowego. Jedno z zaledwie kilku takich miejsc na ziemi. Jezioro bulgoczącej lawy. Pomarańczowa, płynna, niezwykle gorąca lawa przelewa się nieustannie. Jak w kotle z zupą o temperaturze około 1000 stopni. Stoję, nie mogąc uwierzyć, że mam szczęście oglądać ta wyjątkowe zjawisko. Jestem pod wrażeniem. Tu na żywo mam możliwość zobaczyć to, co bulgocze gdzieś tam, głęboko pod nami. Unikalny widok. Brak słów.

Na tle lawy

Zdjęć nawet nie liczę. Każde z nich to eksperyment. Nigdy przecież nie robiłem takich zdjęć. Czy i jak wyjdą, zobaczymy w Polsce. Pozujemy na tle jeziora oświetlani poświatą rozgrzanej lawy. W tle wylatują w powietrze wielkie pomarańczowe bąble. Jezioro tryska lawą. Czasem w naszą stronę. Nikt nie wie kiedy wulkan wybuchnie. Może dziś, za chwilę. Może zmiecie nas z powierzchni ziemi w mgnieniu oka. Wciągnie, spali i utopi w czeluściach. Poziom jeziora zmienia się z roku na rok. Teraz jest bardzo wysoki.

Na wulkanie Erta Ale
Wulkan Erta Ale

Przechodzimy w inne miejsce. Wdrapujemy się na niewielką górkę lawy. Jezioro widzimy w całości. Obserwujemy z wysokości kilkudziesięciu metrów. Gorąc jeziora zderza się chłodem pustynnej nocy. Nad nami gwiazdy. Pod nami pomarańczowa zupa spod ziemi. Czas wracać. Czas na drzemkę na krawędzi wulkanu. Rozkładamy śpiwory. Na materacach. Odgrodzeni kamiennymi ściankami pomiędzy sobą. Leżę. Patrzę w gwiazdy. Piję zachłannie wodę, której jednak zabrakło nieco podczas podejścia. Zjadam z apetytem snickersa wniesionego specjalnie na górę. Sprawdzam wysokość. Jest 578 m n.p.m. Cieszę się, że tu jestem. Cieszę się, że są takie miejsca na ziemi, które wciąż powodują zachwyt. Żeby tylko nie opanowała ich masowa turystyka. Wrażenia tłoczą się w głowie. Mieszają się ze sobą. Zmęczenie wygrywa nagle. Niespodziewanie. Film po prostu się urywa i śpię.

Wulkan Erta Ale i gwiazdy
Wulkan Erta Ale i gwiazdy

Zdjęcia z trekkingu i z podróży do Etiopii

Poszczególne odcinki relacji z Etiopii znajdziecie tu: Relacja z Etiopii na blogu.

Zdjęcia z trekkingu i z podróży do Etiopii znajdziecie w galerii: Etiopia 2016.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.