Spotkanie z lwami

Lwy na wyciągnięcie ręki

Lwy na wyciągnięcie ręki

Mana Pools w języku Shona oznacza cztery stawy. Te cztery stawy to: Chine, Long, Fish i Ndungu. To jeden z nielicznych parków narodowych w Afryce, gdzie zwierzęta można tropić na piechotę. To jedna z największych atrakcji tego miejsca. Podąża się śladami zwierząt i w zależności od umiejętności przewodnika i naszego zachowania podchodzi się do nich na bliższą lub dalszą odległość. Do słoni, likaonów, a nawet do lwów. I wcale nie jest podobno rzadkością, że można spotkać lwy na wyciągnięcie ręki. Na razie nam się to nie zdarza. Dardley miał zawsze ze sobą strzelbę i jakieś materiały wybuchowe za pasem. Nasz nowy przewodnik, z którym dziś jeździmy nie ma nic. Tak więc z nim raczej tropić nie będziemy.

Lwy na wyciągnięcie ręki
Słoniowa rodzina

Gdy ruszamy jest już prawie jasno. Tak szczerze mówiąc po kilku dniach niepowodzeń dziś na lwy już nie liczymy. Skoro przez ponad 3 dni nie spotkaliśmy ich ani razu, niby dlaczego dziś miałoby się to odmienić.

Fotografowanie żołn i rybaczka

Zatrzymujemy się nad jednym z niewyschniętych jeziorek. Próbujemy uchwycić w locie piękne i kolorowe żołny karminowe. Ale to, co nam naprawdę udaje się sfotografować to rybaczek srokaty zawisający w powietrzu w oczekiwaniu na dogodną okazję na upolowanie ryby. Czarno biały ptak wisi wręcz w powietrzu machając skrzydłami i wypatrując w jeziorze ryb. Nagle pikuje w dół w kierunku potencjalnej ofiary. Nie zawsze mu się udaje. Mamy chyba świetne foty z tego miejsca.

Hipopotam w zieleni
Hipopotam w zieleni

Słońce już wstało i pięknymi barwami rozświetla Mana Pools. Jedziemy w kierunku ciemnego lasu i punktu widokowego nad rzeką. Znajdujemy w tym miejscu prawdziwy ptasi raj. Żołny małe, żołny białoczelne, zimorodki. Kręcą się, polują, przelatują z gałęzi na gałęzie. Czekamy cierpliwie przyczajeni przy konkretnych patykach. Spędzamy tu niemal godzinę.

Likaony na polowaniu

Spróbujemy sprawdzić, czy tam, gdzie dwa dni temu widzieliśmy likaony nic ciekawego się nie wydarzyło tej nocy. Może i dziś likaony będą w okolicy. Są! Spóźniliśmy się wprawdzie kilka minut i przedstawienie w postaci polowania sześciu likaonów na pawiana umknęło, ale one wciąż tam są. Polowanie zakończyło się sukcesem. Obserwujemy właśnie jak zwierzęta rozszarpują ciało małpy, odgryzając po kawałku. Uciekają z kawałkami pawiana na drugą stronę drogi. W pobliżu z niecierpliwością kręci się kilkanaście sępów i orłów. Każdy liczy na okazję.

W pewnym momencie likaony zbierają się w jednym miejscu na granicy buszu, kończą posiłek i biegną do lasu. Idziemy za nimi. Polowanie nie jest skończone. Drapieżniki ganiają się z pawianami licząc na kolejną zdobycz. Są uparte i konsekwentne. W końcu tracimy je z oczu. Po przejechaniu kilkuset metrów dostrzegamy dwa sępy pożerające głowę pawiana. Dzisiejsze polowanie było jedną z najciekawszych obserwacji podczas pobytu w Mana Pools.

Likaon w Parku Narodowym Mana Pools
Likaon w Parku Narodowym Mana Pools

Kontynuujemy jazdę w pięknym lesie, gdzie kilka dni temu widzieliśmy słonia wcinającego gałęzie. To jest też dobre miejsce na żołny karminowe. Jest ich sporo, ale siadają daleko od drogi. Tak samo jak kraski. Gdy wychodzimy z samochodu i przechodzimy kilka kroków w ich stronę, uciekają.

Lwy po raz pierwszy

Bez wątpienia to był najlepszy poranek tego wyjazdu. Ale to jeszcze nie koniec! Kierowca nagle zatrzymuje samochód. Cofa. Mówi, że widzi lwy. Nie wierzę własnym uszom. Są lwy. Początkowo ich nie widzę. Rzeczywiście w pewnym momencie pośród traw pojawia się głowa lwicy. Zarysy kolejnych dwóch samic niewyraźnie odcinają się od pożółkłych traw tuż obok. Wychodzimy z samochodu. Serce bije mocniej. Nie mamy ze sobą broni. Stoimy w buszu, a w odległości około 100 metrów leżą leniwe lwice. Nie podchodzimy dalej. To i tak wystarczy, aby nie zdążyć z ucieczką do samochodu.

Swoją drogą podstawową zasadą jest „nie uciekać”! Tylko jak oszukać instynkt, gdy coś zacznie się dziać, gdy lwy zaczną iść w naszym kierunku. Na szczęście nie musimy tego sprawdzać. Czekamy jeszcze chwilę, ale raczej nie ma w tej chwili szansy na to, aby lwice się podniosły. Nie teraz. Upał zdążył rozlać się po buszu i wszystkie zwierzęta kryją się w cieniu. Czekają na popołudnie, a nawet wieczór. Gdy zrobi się chłodniej znów staną się aktywne. My też wracamy do obozu na chwilę odpoczynku, drzemkę i kąpiel. Do lwów zamierzamy wrócić popołudniu. A jednak zobaczyliśmy lwy.

Może zobaczymy je jeszcze raz? Zastanawiamy się, gdy ruszamy na popołudniową przejażdżkę po 15.00. Już po chwili zatrzymujemy się nad ulubionym jeziorkiem i przez blisko godzinę fotografujemy hipopotama w zielonej gęstwinie rzęsy wodnej. Wygląda obłędnie. Znajomy rybaczek lata tak, jak rano. Są też żołny karminowe. Polują na owady. To chyba jedno z ciekawszych miejsc w Mana Pools.

Rybaczek srokaty
Rybaczek srokaty

Kwestia szczęścia

Po raz kolejny stwierdzamy, że obserwacja zwierząt podczas safari to jednak kwestia sporego szczęścia. Znaleźć się w odpowiednim momencie w odpowiednim czasie, spojrzeć we właściwym kierunku i zauważyć zwierzę to zbieg wielu zdarzeń. I kwestia szczęścia. Wystarczy przecież być w tym samym miejscu kilka chwil później i w miejscu, gdzie przechodził lew już go nie będzie. Gdybyśmy rano nie spędzili tyle czasu na fotografowaniu ptaków nie zobaczylibyśmy pewnie likaonów i lwów. Mieliśmy szczęście.

Lwy na wyciągnięcie ręki po raz pierwszy

A czy teraz długie oczekiwanie na hipopotama w zieleni aż ziewnie pomoże w ujrzeniu lwów z bliskiej odległości? Niecierpliwimy się coraz bardziej. Wracamy w miejsce, gdzie rano były lwy. Są! Leżą tak, jak leżały wcześniej. Wychodzimy z samochodu i podchodzimy kilkadziesiąt kroków. Leżą.

Jedna lewica unosi głowę. Serce bije mocniej. Znów się kładzie. W pobliżu zatrzymuje się inny samochód. Ludzie obserwują lwy przez otwarty dach. Podjeżdżają kolejne samochody. Ktoś wysiada i podchodzi do nas. Lwy śpią. Tak nam się wydaje. Czekamy. Jedna z lwic podnosi głowę. Druga wstaje. Trzecia też. Na coś się czają. Nagle ruszają. Nie wiem co się dzieje, ale nagle widzę trzy lwice biegnące prosto w moim kierunku. W panice zaczynam biec. Zapomniałem o przestrogach i radach. Instynkt zwyciężył. Ktoś krzyknął żeby się zatrzymać. Staję. Lwy są już kilka metrów przede mną. Serce wali jak oszalałe. Ręce mi drżą. Nagle widzę przebiegającego guźca. Lwice skręcają kilkanaście kroków przed nami i pędzą za nim.

Dociera do mnie, że one polują na guźca, a nie na nas. Zatrzymują się po drugiej stronie drogi. Guziec uciekł. Lwice patrzą w naszym kierunku. Drżącymi rękoma naciskam spust migawki wciąż chyba nie zdając sobie sprawy co się wydarzyło przed momentem. Serce wali. Jestem spocony z wrażenia. Lwice kładą się w wśród traw i odpoczywają ciężko dysząc zupełnie nie zwracając już na nas uwagi. Czuję ulgę. Było blisko. Dawno tak się nie przestraszyłem.

Lwy na wyciągnięcie ręki
Lwy na wyciągnięcie ręki

Zatkało mnie totalnie. Wychylam się zza samochodu. Lwy leżą. Po chwili wstają i powoli odchodzą w głąb buszu. Nie idziemy za nimi. Wystarczy emocji na dziś.

Emocje trwają

Przeżywamy to spotkanie przez całą dalszą drogę. Czy mogły nas zaatakować? Pewnie, że tak. Wystarczyłaby chwila, aby zmienić cel. Nie byłoby szans na ucieczkę.

Robimy jeszcze kilka zdjęć wędrującego pośród drzew słonia. Zachód słońca obserwujemy nad rzeką Zambezi. Słońce chowa się za zambijskimi górami, a my wciąż bardziej rozpamiętujemy wydarzenia sprzed parunastu minut niż myślimy o zachodzie słońca. Zmrok, a w zasadzie całkowita ciemność nadciąga w jednej chwili. Księżyc jest już niemal w pełni i wygląda jakby ktoś zainstalował lampę dokładnie nad naszymi głowami. Odbite przez księżyc światło oświetla obóz.

Pożegnalna kolacja

Kucharz przygotował dziś wyjątkową ucztę. Kurczak, stek, kiełbasa, sałatka, sadza (miejscowy specjał z kukurydzy) i deser. Wszystko pyszne.

Kolejny wieczór w Mana Pools upływa dość spokojnie. Czasem słychać słonia albo hipopotama. Kumkanie żab dociera z oddali. Jakiś ptaki popiskuje nad nami. Hiena w ciszy czai się pomiędzy drzewami licząc na okazję. Zbliża się do naszego stołu coraz bardziej. Czekamy na nią z aparatami gotowymi do nocnej fotografii. Stoi patrząc się nam prosto w oczy. Tak jest w Mana Pools. Zwierzęta na wyciągnięcie ręki. Dosłownie. W ciągu dnia i w nocy. A dzisiejsze emocje z pewnością zapamiętam do końca życia.

Jest już godzina 23.40. Niecałe dwie godziny temu wszedłem do namiotu. Pisałem, że nie zapomnę dzisiejszych wydarzeń do końca życia? To nie był koniec wrażeń. W tej chwili siedzę i piszę, a ręka wciąż trzęsie mi się z wrażenia. Serce wali jak oszalałe. Nie minęło 20 minut od chwili, gdy z pierwszej drzemki wyrwały mnie niecodzienne odgłosy. To mogło być stado likaonów. Wyły jak oszalałe. Nagle zaległa cisza.

Lwy na wyciągnięcie ręki po raz drugi

Z daleka dało się słyszeć pojedyncze pomruki. Usłyszałem szelest liści. Wyjrzałem przez przezroczystą moskitierę chroniącą nasz namiot. Przede mną, jak w wielkim telewizorze przemaszerował dostojnie wielki samiec lwa. Był doskonale widoczny w blasku księżyca. Przeszedł 5, a może 6 metrów ode mnie. Cicho porykiwał. To nie był koniec. Wiedzieliśmy, że w okolicy kręcą się dwa samce. Drugi szedł za nim. W chwili, gdy stanął na wprost mnie widziałem wyraźnie jego potężne cielsko. Stanął i ryknął przeraźliwie. Po chwili odpowiedział mu pierwszy lew. Raz z jednej strony, raz z drugiej samce na przemian ryczały. Byliśmy dokładnie pomiędzy nimi. Ryki były donośne i straszne. Chciałem się zapaść pod ziemię ze strachu. Chciałem być niewidzialny. Leżałem pomiędzy potężnymi ryczącymi samcami. Z każdą chwilą ich nawoływania stawały się potężniejsze. Lwy na wyciągnięcie ręki.

W pewnym momencie ucichły. Lwy odeszły. Jeszcze ze dwa razy ryknęły w oddali i wsiąkły w ciemnościach. W lesie panowała cisza. Całkowita cisza. Po kilkunastu minutach dało się słyszeć pierwsze nieśmiałe odgłosy. Hipopotamy zaczęły porykiwać. Wróciły cykady i ptaki Lwy odeszły.

Nie wiem, czy zasnę tej nocy. Chcieliśmy lwy? To mamy. Przyszły do nas same ostatniego dnia pobytu w Mana Pools. Samice i samce. Na odległość kilku metrów. Ciężko o bardziej emocjonujące przeżycia. Gdy słyszę spadający na namiot liść aż podskakuję. Emocje sięgnęły zenitu. Myślę, że to dobry moment na opuszczenie buszu i Mana Pools. Chyba nic ciekawszego już nam się nie przydarzy. To były przygody, na które czekaliśmy.

Postaram się jeszcze zasnąć na kilka godzin, ale to będzie bardzo trudne.

Kolejne odcinki bloga z podróży do Zimbabwe znajdziecie tu: Blog z podróży do Zimbabwe

Galeria zdjęć z podróży do Zimbabwe i Botswany do obejrzenia tu:

Zdjęcia z podróży do Zimbabwe

Zdjęcia z Botswany

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.