Nocne zwiedzanie Kataru

Nocne zwiedzanie Kataru

Nocne zwiedzanie Kataru

Ostatni punkt podróży to nocna wizyta w Dosze. Sześć godzin na nocne zwiedzanie Kataru w zupełności powinno nam wystarczyć. Miasto i jego podświetlone wieżowce robią niesamowite wrażenie już z góry, gdy nad nimi przelatujemy.

Wysiadamy z autobusu rozwożącego ludzi po terminalach w miejscu oznaczonym napisem „Arrivals”, chociaż powinniśmy jechać do tego z napisem „Transit”. Kupujemy katarskie wizy i przepuszczamy plecaki przez bramki (sprawdzają, czy przypadkiem nie wwozimy alkoholu do Kataru). Chwilę po wyjściu z lotniska zaczepia nas chłopak oferując swoje przewodnickie usługi. Podwozi nas do centrum.

W kawiarni w Dosze

Miasto robi wielkie wrażenie. Jest czysto i nowocześnie. Siadamy w kawiarni na terenie tutejszego Souku (takiej niby starówki ze sklepami) i delektujemy się aromatem shishy i pysznym sokiem z mango.

Większość mężczyzn chodzi w nieskazitelnie białych „dishashach”. Na głowach mają białe lub kraciaste chusty z charakterystycznymi czarnymi opaskami. Wyglądają nieziemsko. Kobiety natomiast noszą ciemne, nie zawsze czarne hidżaby. Czuję się, jakbym się przeniósł do krainy Sindbada. To wszystko w aromacie shishy, przy wąskich uliczkach pełnych starych arabskich sklepików. Brakuje mi tu jeszcze latającego dywanu.

Dochodzimy do przystani, z której podziwiamy piękny widok na nowoczesne, fikuśne, kolorowo oświetlone drapacze chmur. Nie jesteśmy jedynymi, którzy podziwiają widok. Wygląda na to, że to miejsce spotkań Katarczyków. Trochę nam się nie chce wędrować w kierunku wieżowców, bo to daleko.

Spotkanie w Katarze

Nagle jednak dzieje się coś nieoczekiwanego. Podjeżdża samochód. A w środku trzy dziewczyny. Zagadują po angielsku. Rozmawiamy o tym, o tamtym. Pytają skąd jesteśmy. Z Polski. W odpowiedzi na to słyszymy krótkie: „Ja pierdolę”. Okazuje się, że to Polki, które są stewardessami pracującymi dla Qatar Airways. Co za zbieg okoliczności. Chwilę rozmawiamy o podróżach i pracy, po czym same proponują nam podwózkę do wieżowców. Szkoda nie skorzystać z okazji. Wysiadamy na ulicy Al Corniche tuż obok wieżowców.

Dziewczyny odjechały, a my musimy jakoś wrócić. Mamy około pięciu kilometrów spaceru. Robimy się głodni. Na ulicach pusto. W końcu jest 3 w nocy. Czasem mija nas wypasiony samochód albo przebiegnie sportowiec trenujący na promenadzie. Na trawnikach pełną parą pracują spryskiwacze. Jest też całkiem chłodno od wilgoci. Ostatecznie nie udaje się znaleźć żadnego miejsca, gdzie można zjeść o tej porze.

O 5 rano z minaretów okolicznych meczetów rozbrzmiewa nawoływanie muezinów do modlitwy. Katar budzi się do życia. My wędrujemy na lotnisko. Idziemy, bo nie możemy złapać taksówki. W końcu zatrzymuje się chłopak z Nepalu, który jedzie na lotnisko. To jego pierwszy kurs. Płacimy mu za podwózkę 30 „katarów”.

Doha sprawia wrażenie ładnego, nowoczesnego, uporządkowanego miasta. Ale podoba mi się pomieszany klimat świata arabskiego z „Baśni z tysiąca i jednej nocy” i „Sindbada” oraz nowoczesnej metropolii. Oczy same zamykają się ze zmęczenia. Już niedługo już wsiądziemy do samolotu i odlecimy do Polski.

Zdjęcia i wspomnienia z podróży

W galerii znajdziesz też zdjęcia z podróży do Kataru. Wszystkie odcinki relacji z tej podróży można przeczytać na blogu z podróży do Rwandy, Burundi i Tanzanii.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.